czwartek, 30 lipca 2009

Albania?!

Rząd Albanii przedstawił projekt zmian legalizujących małżeństwa homoseksualne!!! Ten news mnie już dobił dzisiaj zupełnie. I nie dlatego, żebym nie chciał, by albańscy geje i lesbijki się cieszyli prawami (i obowiązkami) małżeńskimi, ale dlatego, że uświadomiłem sobie już maksymalnie boleśnie, że żyję w jednym z najbardziej zacofanych, niedemokratycznych, homofobicznych i zaściankowych krajów. Podczas gdy polski premier mówi, że nie istnieje potrzeba unormowania kwestii związków homoseksualnych, a polski prezydent przejawia symptomy zaawansowanego stadium choroby o nazwie homofobia, premier Albanii Sali Berisha zapowiedział wczoraj legalizację małżeństw homoseksualnych, mówiąc, że jest to bardzo ważny krok w znoszeniu dyskryminacji i demokratyzacji kraju. Albania jest niemal w 100% ateistycznym krajem. Do 1990 r. wyznawanie religii było zabronione. Wierzący to głównie muzułmanie. Pomimo tego, że Albańczycy – jak Polacy – nie należą do wyżyn cywilizacyjnych, bardzo prawdopodobne jest jednak, że w Albanii małżeństwa homoseksulne wkrótce będą zalegalizowane, gdyż partia Berisha posiada 74 spośród 140 miejsc w parlamencie. I to wszystko w kraju, w którym do 1995 r. stosunki homoseksualne w Albanii były karane więzieniem. A w Polsce co? Nic! Terlikowski i Ziemkiewicz szaleją po Rzeczpospolitej jak wariaci wypuszczeni z zakładu psychiatrycznego, Mularczykowi zamuliło umysł już zupełnie, a lewica prowadzi w kwestiach gejowskich taktykę ruchów pozorowanych. Sami geje i lesbijki zaś w totalnym marazmie czekają na zbawienie ze strony Unii Europejskiej albo udają, że ich to nic nie obchodzi. Zaczynam już sam sobie współczuć, że muszę żyć w takim pojebanym kraju.

środa, 29 lipca 2009

Do Começo Ao Fim

Święty statek

W najbliższą sobotę Canal Parade w Amsterdamie, mieście legendzie, miejscu pielgrzymek rzeszy gejów i lesbijek z całego świata. W paradzie weźmie udział burmistrz miasta i wielu polityków holenderskich niemal wszystkich partii, zarówno prawicowych jak i lewicowych. Na statku reprezentującym Ministerstwo Edukacji dzień gejowskiej dumy będzie świętował szef tego resortu Ronald Plasterk z Partii Pracy. Pojawią się też żołnierze w mundurach i policjanci holenderscy. Wśród 80 kolorowych statków płynących amsterdamskim kanałem w gejowskiej paradzie znajdzie się też „Święty Statek” z homoseksualistami chrześcijanami na pokładzie. Popłynie nim posłanka Corien Joker, która poprowadzi delegację chadeków.
– Jestem katoliczką i nie uważam stosunków homoseksualnych za grzech. Jezus mówił: „Pozwólcie dzieciom przyjść do mnie”, nie pytając o ich orientację seksualną – powiedziała Corien Joker.
Oburzyło to strasznie Stefana Niesiołowskiego, który oświadczył, że to parodia kościoła i ewangelii. Strasznie ograniczonym człowiekiem musi być Niesiołowski, jeśli nie jest w stanie zrozumieć, że rzymscy katolicy nie są jedynym kościołem chrześcijańskim, a jego zwierzchnicy nie mają monopolu na interpretacje Biblii. Nawet powiem więcej, wśród samych wyznawców katolicyzmu występują spore różnice podejściu do wielu kwestii. Wystarczy zapytać, co myślą wyznawcy katolicyzmu na temat antykoncepcji czy rozwodów. Poza tym ja nie rozumiem, dlaczego gej czy lesbijka ma nie być chrześcijaninem. Może niech ktoś w końcu uświadomi posła Niesiołowskiego, że liczne kościoły chrześcijańskie w pełni akceptują homoseksualistów, ordynują homoseksualnych pastorów oraz udzielają ślubów i błogosławieństw związkom gejowskim i lesbijskim. Tak jest m.in. w kościele anglikańskim, narodowych kościołach w Szwecji, Danii, Norwegii, Islandii czy Finlandii. Dla mnie potrzeba akceptacji homoseksualizmu przez chrześcijaństwo jest oczywista. Uważam, że poglądy pana Niesiołowskiego są niedorzeczne i sprzeczne z zasadami chrześcijaństwa, jak też jestem zdania, że katolicyzm w swej oficjalnej wersji to wypaczona wersja chrześcijaństwa, niewiele mająca wspólnego z miłością bliźniego i sprawiedliwością. Wiele razy podkreślałem - i będę to czynił nadal – że dla mnie ani chrześcijaństwo ani Biblia nie stoją w sprzeczności z homoseksualizmem. Jeśli coś już jest według Biblii grzechem to podejmowanie stosunków seksualnych niezgodnych z własną orientacją seksualną, czyli dla heteroseksualistów uprawianie stosunków homoseksualnych, a dla gejów i lesbijek uprawianie stosunków heteroseksualnych. Nie znajduję w chrześcijaństwie żadnego potępienia seksu homoseksualnego samego w sobie. Chrześcijaństwo w żaden sposób nie kłóci się z homoseksualizmem, tak jak i nie kłóci się z heteroseksualizmem. Jeśli już chrześcijaństwo się z czymś kłóci to z rozumem i zdrowym rozsądkiem. Co zaś do parodii kościoła to jest nią właśnie kościół w wersji katolickiej. Stanowczo normalniejsze jest chrześcijaństwo w głównych kościołach protestanckich w Skandynawii.

wtorek, 28 lipca 2009

Pierwsze symptomy litewskiej choroby w Polsce

W Kopenhadze Outgames, w Wielkiej Brytanii gej-kawalerzysta na okładce magazynu dla żołnierzy, a w Polsce posłowie PiS, wzorem Litwinów, chcą wprowadzić w Polsce ustawę zakazującą pozytywnego przedstawiania związków homoseksualnych. Homofobiczni paranoicy – jak Akadiusz Mularczyk, który poprosił już sejmowe biuro o tłumaczenie litewskiej ustawy – powinni jak najszybciej rozpocząć leczenie, bo choroba postępuje i staje się to niebezpieczne. "To dowód na zaściankowość i ignorancję polityków prawicy. Co będzie kolejnym pomysłem? Powrót do zamykania homoseksualistów w szpitalach psychiatrycznych, czy może posłowie cofną się jeszcze bardziej, do czasów średniowiecznych?" – ocenia Magdalena Środa. Ogólnie zgadzam się z prof. Środą, ale dla mnie to nie jest tylko kwestia zaściankowości i ignorancji. Pomysły takie to faszyzm. I będę to podkreślał z całą stanowczością. Uważam, że politycy PiS, jak i znaczna część społeczeństwa potrzebuje porządnej edukacji w kwestii homoseksualizmu. Zamiast promowania chorych idei posła Mularczyka konieczne jest kształtowanie od najmłodszych lat – przede wszystkim właśnie w szkole - postaw akceptacji wobec otaczającej nas różnorodności i przekazywanie rzetelnej wiedzy na temat ludzkiej seksualności. Dużo pracy przed takimi organizacjami takimi jak KPH, ale też dużo przed nami samymi – gejami i lesbijkami – bo myślę, że sami też powinniśmy na co dzień edukować nasze otoczenie - w domu, w pracy, w szkole, na uczelni - i stanowczo reagować na przejawy homofobii.

Jak wygląda obecnie edukacja o homoseksualizmie poniżej. Tragicznie to chyba mało powiedziane.

Outgames 2009

Podsumowanie nie jest dostępne. Kliknij tutaj, by wyświetlić tego posta.

Yossi & Jagger

Pozostając w klimatch militarnych, polecam do obejrzenia film „Yossi & Jagger” izraelskiego reżysera Eytana Foxa. Historia miłosna dwóch izraelskich żołnierzy, służących na wzgórzach Golan. W tle konflikt wojenny. Film tak samo przepiękny i wzruszający, co tragiczny w swym zakończeniu. Dla mnie cudo kinematografii gejowskiej.

Gay Soldier

Soldier – magazyn brytyjskiej armii poświęcił swój ostatni numer gejom i lesbijkom służącym w armii. Na okładce magazynu znalazł się James Wharton (Household Cavalry Regiment), a w środku wywiad z nim oraz artykuł o homoseksualistach służących w armii. James Wharton w 2007 r brał udział w misji w Iraku. Mówi, że obecnie panuje w armii brytyjskiej przyjazny gejom klimat, czego przejawem jest między innymi to, że homoseksualni żołnierze maszerują w gay pride’ach w Londynie. Właśnie podczas tej imprezy James Wharton poznał swego obecnego chłopaka Ryana. W Imperial War Museum zaś otworzono niedawno wystawę poświęconą homoseksualistom w armii brytyjskiej. To dla mnie dowód, że świat się jednak zmienia na lepsze!!! Może na razie nie na Litwie, ale myślę, że i tam – prędzej czy później – coś drgnie i zajdą pozytywne zmiany. Na razie – jak pisze Gejowski na swoim blogu – „Wilno jest prowincjonalną mieściną o wyglądzie naszego Aleksandrowa Łódzkiego, z ludźmi mającymi mniej więcej taką sama mentalność. Na samo zwiedzanie tej byłej kolonii Żeligowskiego wystarczają trzy godziny – pod warunkiem, że w ramach tych trzech godzin uskutecznimy długi, półtoragodzinny obiad.” Pomimo tego ja wierzę, że i na takie zadupie jak Litwa dotrze postęp. W końcu w Wielkiej Brytanii za Margaret Thatcher też dziwne pomysły politykom do głowy przychodziły, w tym zakaz służby wojskowej dla gejów i lesbijek oraz zakaz promocji homoseksualizmu w szkołach. Dziś politycy, którzy wówczas uchwalali homofobiczne przepisy, przepraszają publicznie gejów i lesbijki i nikomu już do głowy nie przyszłoby wracać do tych chorych pomysłów, a geje i lesbijki paradują podczas gay pride’ów w mundurach. Homoseksualni żołnierze czy policjanci paradują dzis pod tęczową flagą nie tylko w Londynie, ale także w Madrycie, Oslo, Sztokholmie, Kopenhadze, Amsterdamie i innych miastach. Czekam na dzień, kiedy będą to robić także polscy i litewscy geje i lesbijki ze służb mundurowych.

Szwedzcy policjani i żołnierze podczas parady w Sztokholmie



poniedziałek, 27 lipca 2009

Kolejny nius adopcyjny

Dziś wyszperałem w necie kolejny ciekawy nius adopcyjny. Dlatego znów będzie o homoadopcji, tym razem w Wielkiej Brytanii. Słowem wstępu warto wspomnieć, że w Wielkiej Brytanii zalegalizowano cywilne związki partnerskie par tej samej płci w 2005 roku. Dają one dokładnie te same prawa, jakie mają małżeństwa heteroseksualne. W pierwszy dzień od wejścia w życie ustawy swój związek zalegalizowało ok. 700 par homoseksualnych w tym Elton John i jego wieloletni partner David Furnish. Według statystyk, w ciągu pierwszego roku 15.672 par homoseksualnych zarejestrowało swój związek. Najwięcej w Anglii - 14.100 związków, w Szkocji - 942, w Walii - 537 i w Irlandii Północnej - 109. Dominujący na wyspach Kościół anglikański jest jednym z najbardziej otwartych kościołów na świecie wobec par homoseksualnych. Od 2002 roku rozpoczął udzielanie błogosławieństw parom homoseksualnym. Co do samej adopcji to Wielka Brytania umożliwia parom tej samej płci nieograniczone prawo do adopcji dzieci. Równouprawnienie par homoseksualnych w sprawach adopcyjnych jest traktowane przez władze bardzo poważnie i przypadki dyskryminacji są karane. Przekonała się o tym niedawno dr Sheila Matthews, która została usunięta z komisji decydującej o tym, czy para spełnia kryteria do przyznania jej dziecka i zapewnienia dziecku właściwej opieki. Podczas prac komisji dopuszczała się dyskryminacji par homoseksualnych i wypowiadała stygmatyzujące i obraźliwe teksty pod ich adresem. Zachowanie dr Matthews zostało uznane za niedopuszczalne i łamiące prawo, przez co utraciła ona prawo do decydowania o kwalifikowaniu par do adopcji. Ten przypadek pokazuje mi, jak daleko w tyle jest Polska za cywilizowanymi krajami. I nikt mnie nie przekona, że dopuszczalnym jest prawo, które segreguje ludzi ze względu na orientację seksualną, zarówno w przypadku adopcji jak i każdej innej. Poza tym, umożliwienie adopcji dzieci przez pary homoseksualne to nie jest – jak się wydaje niektórym – spełnianie zachcianek gejów i lesbijek, ale szansa dla dzieci z domów dziecka na normalne życie w kochającej się rodzinie.

O promowaniu Bydgoszczy

Dziś w ramach przeglądu prasy przeczytałem, że w Bydgoszczy przedstawiciele Lambdy zostali zaproszeni przez władze niemieckiego miasta partnerskiego Mannheim do udziału w tegorocznej paradzie gejowskiej. Jako, że Bydgoszcz to miasto partnerskie, Niemcy częściowo zasponsorowali Polakom wyjazd, a oprócz tego przygotowali spotkanie z niemieckimi parlamentarzystami oraz burmistrzem miasta. Wszystko byłoby pięknie i cudownie, gdyby nie bydgoskie władze, które się przy tej okazji skompromitowały. Odmówili oni bowiem odnotowania tego wydarzenia na stronie internetowej, tłumacząc, że nie muszą o wszystkich wydarzeniach umieszczać informacji oraz dodając, że nie chcą promować miasta w tak kontrowersyjny sposób. No jasne, że nie muszą, ale mogliby. Jest to wyjazd organizowany w ramach partnerstwa obu miast, związany ze spotkaniem z władzami Mannheim i nie widzę powodu, dla którego notka w necie nie miałaby się o tym znaleźć. Nie codziennie w końcu burmistrz miasta partnerskiego zaprasza na spotkanie przedstawicieli Bydgoszczy. No i co w tym niby takiego kontrowersyjnego? Nic! Czy kontrowersyjne byłoby dla władz miasta, gdyby burmistrz Mannheim zaprosił grupę małżeństw heteroseksualnych na dni rodziny albo artystów bydgoskich na festiwal teatralny? Podejrzewam, że nie!!! Nie widzę więc powodu, żeby ukazywać jako kontrowersyjną wizytę bydgoskich homoseksualistów w Mannheim. Dla mnie to ukazywanie jako kontrowersyjnej rzeczy, która nią nie jest. Kontrowersyjne są za to dla mnie wypowiedzi władz miasta. Bo to obciach nie chcieć popromować Bydgoszczy za zachodnią granicą, zwłaszcza jeśli jest możliwość zrobienia tego za darmo!!! Nic dziwnego, że nawet pies z kulawą nogą do Bydgoszczy nie zagląda. I nie zajrzy, jeśli stosunek władz choćby do takich akcji, jak wizyta Lambdy w Mannheim, nie zmieni się. Mogły władze Bydgoszczy pokazać, że są miastem przyjaznym, otwartym i nowoczesnym. A tak pokazały, że są jedynie zadupiem zadupia.

Tak przy okazji przykłady tego, jak można promować państwo i miasto:

Izrael


Filadelfia


Paryż


A poniżej przykład tego, że rugbiści mogą promować przeróżne rzeczy :)

piątek, 24 lipca 2009

Badania nad homorodzinami

Wczoraj w Niemczech opublikowane zostały badania dotyczące wychowywania dzieci przez pary homoseksualne. Badanie te zlecone zostały 4 lata temu przez rząd niemiecki Instytutowi Badań nad Rodziną Uniwersytetu w Bambergu i Państwowemu Instytutowi Edukacji w Monachium. Wniosek z badań jest oczywisty: Dzieci są szczęśliwe w tych rodzinach, w których relacje między rodzicami są dobre a dzieci są kochane, zaś płeć i orientacja seksualna rodziców nie ma żadnego znaczenia. Badania przeprowadzono na liczbie ponad 1200 osób (rodziców i dzieci). Większość związków gejowskich i lesbijskich, na których przeprowadzano badania, była zarejestrowana.
Badania wykazały, że dzieci wychowywane w tęczowych rodzinach nie tylko nie wykazują negatywnych symptomów, ale charakteryzują się bardzo dobrym poczuciem własnej wartości, rozwojem tożsamości płciowej, większą otwartością oraz lepszymi relacjami z rodzicami. Większość dzieci nie doświadcza też dyskryminacji z powodu tego, że wychowywana jest przez dwóch ojców lub dwie matki.
W związku z wynikami badań minister sprawiedliwości Brigitte Zypries przekonywała, że nie istnieją żadne powody, by dalej uniemożliwiać partnerom w rejestrowanych związkach wspólnej adopcji dzieci, tym bardziej, że już obecnie niemieccy geje i lesbijki mogą adoptować dzieci swoich partnerów i partnerek. Dodała, że nie ma powodu, by rejestrowane związki partnerskie traktować w tej kwestii inaczej niż heteroseksualne małżeństwa.

Anna Zawadzka - Ustawa o związkach partnerskich jest koniecznością

To prawo należy wprowadzić teraz. Nieludzkim jest nieustanne odwoływanie się polityków, „że to jeszcze nie ten moment”.

Ustawa o związkach partnerskich jest potrzebna zarówno osobom heteroseksualnym, jak i homoseksualnym. Wprawdzie zawsze można powiedzieć, że heteroseksualiści mogą zawrzeć małżeństwo i korzystać z przywilejów przewidzianych prawem, ale nie wszyscy chcą małżeństwa i mają do tego prawo. Prawo do wyboru. Ktoś słusznie zauważyłby, że osoby homoseksualne również powinny mieć alternatywę – co osobiście popieram – ale zostańmy chociaż przy związkach partnerskich.

Związek stanowi dwoje dorosłych osób, które za obopólną zgodą ustalają jego szczegóły.
To jest informacja przeznaczona dla tych, którzy niepokoją się o to, że po ustawie o związkach partnerskich pojawi się potrzeba rejestrowania związków z ulubionym zwierzęciem, meblem lub dzieckiem. Absurdalne stwierdzenia. Fakt. Ale faktem też ich częste werbalizowanie w przestrzeni publicznej i to ustami wpływowych osobistości bez obawy narażenia się na śmieszność.
Każdy człowiek żyjący w Polsce powinien mieć prawo zawarcia związku z wybraną dorosła osobą i
wspólnej dbałości o siebie, odpowiedzialności, prawa i obowiązku sprawowania wzajemnej opieki, udzielania wsparcia itp.

Fundamentalnym prawem każdego człowieka jest decydowanie o tym, czy i jak ma się rozmnażać. Ingerencja państwa w tej kwestii jest poważnym naruszeniem praw osobistych.

Ponadto każdemu mieszkańcowi RP powinno przysługiwać prawo do wspólnego rozliczania się, jeśli prowadzi się wspólne gospodarstwo domowe. Jest to model, ułatwiający życie i bardzo usprawiedliwiony.

Oczywistym powinno też być prawo osób, pozostających w związku (niezależnie, czy homo-, czy hetero-) do uprzywilejowanego traktowania oraz prawo do szacunku podczas odwiedzin w szpitalu, decydowania o metodach leczenia, wglądu w dokumentację medyczną w przypadku nieprzytomności partnera itp.

Na zawsze pozostanie mi w pamięci doświadczenie, kiedy o zaniehaniu dalszego leczenia mojej heteroseksualnej przyjaciółki zadecydowała rodzina (zgodnie z obowiązującym prawem), z którą spotykała się przy okazji świąt, pomimo, że my – przyjaciółki, kontaktujące się z nią na co dzień – uzbierałyśmy pieniądze na jej dalsze leczenie.

Gdyby na tym szpitalnym łóżku leżała moja partnerka to nie ja a rodzina miałaby prawo decyzji o jej zdrowiu i życiu.

Czasami zdarzają się sytuacje, że człowiek ma chwilowy kłopot ze znalezieniem pracy. W kraju o tak wysokim poziomie bezrobocia nie muszę nadto rozwijać tego wątku.

Skandalem jest to, że osoby żyjące w nieformalnych związkach nie mogą korzystać z jednego ubezpieczenia, jak to mają zagwarantowane małżonkowie.

Nieuczciwością jest wyższe opodatkowanie spadków i darowizn. To nie jest sprawiedliwe, że trzeba posługiwać się pełnomocnictwami notarialnymi, by móc załatwiać bieżące sprawy.

Ustawa o związkach partnerskich jest koniecznością!

Cieszę się, że pojawiły się tzw. „jaskółki”. Otóż obecnie wiele banków umożliwia obcym (pod względem prawnym) ludziom wspólne prowadzenie konta.

Na początku naszego związku taką możliwość oferowały tyko jeden lub dwa banki.

Obie zaczęłyśmy też oszczędzać w tzw. „Kasie Mieszkaniowej”. Po kilku latach oszczędzania podjęłyśmy decyzję o zakupie mieszkania. Niestety z jednej „Kasy Mieszkaniowej” musiałyśmy zrezygnować, bo nie byłyśmy w formalnym związku, a tylko małżeństwa mogły połączyć programy oszczędnościowe. To było niesprawiedliwe! W podobnie niekorzystnej sytuacji były osoby heteroseksualne, żyjące w nieformalnych związkach.

Po roku pracy w ubezpieczeniach zarobiłam na połowę mieszkania. Niestety tylko jedna z nas mogła być jego właścicielką, bo tak stanowiło prawo spółdzielcze.

Byłam tylko świadkiem a nie stroną przy zakupie mieszkania u notariusza. Na moją obecność sprzedający mogli się nie zgodzić. To było upokarzające!


Należy dać wszystkim ludziom te same prawa, aby czuli i czuły się pełnoprawnymi obywatel(k)ami.
Podobnie teraz nieformalne (nadal niestety) związki partnerskie homo- i heteroseksualne nie mogą skorzystać z uprzywilejowanego programu kredytowego „Rodzina na swoim”.

Przykłady mogłabym mnożyć, a doświadczenia pozostałych lesbijek i gejów oraz osób heteroseksualnych, pozostających w nieformalnych związkach potwierdzają, jakie napotykamy przeszkody tam, gdzie ich nie powinno być.

Ustawa o związkach partnerskich jest koniecznością!

Niegodziwością ze strony polityków jest odwoływanie się do tego, że społeczeństwo jest niegotowe na ustawę o związkach partnerskich. Jestem pewna, że przeciętny „Kowalski” jest tolerancyjny, lepiej zna realia życia w Polsce, niż niejeden polityk i dlatego jest bardziej życzliwy dla ustawy.

Wkurza mnie też, że politycy wskazują na wyniki sondaży o społecznej niskiej akceptacji dla takich związków. Pomijając pytanie o formę sondy, zapytam wprost: Gdyby społeczeństwo zapytano o to, czy zgadza się płacić podatki, to czy wyniki negatywne nie byłyby liczniejsze?

Ale oczywiście żaden polityk nie pyta społeczeństwa o podatki, bo jest świadomy, iż są one koniecznością.

Podobną jak bezwzględny obowiązek wprowadzenia zbyt długo oczekiwanej przez dziesiątki tysięcy mieszkańców Polski płci obojga, ustawy o związkach partnerskich!



czwartek, 23 lipca 2009

Opętani przez ciemnotę

- Dalej, homoseksualny demonie! Ty homoseksualny duchu, wzywamy cię, wychodź natychmiast! Odpuść, Lucyferze! - krzyczy jedna z kobiet biorąca udział w egzorcyzmie nad 16-letnim gejem. Myślicie, że to film? Jakieś widowisko historyczne? Nie, to prawdziwa historia, która wydarzyła się niedawno w jednym z kościołów w Stanach Zjednoczonych. Tłum ludzi rozszarpywał nastolatka, wrzeszczał do niego w histerycznej manii, rzucał nim i pomiatał. Widok niewinnego chłopaka fizycznie i psychicznie maltretowanego przez bandę religijnych szaleńców jest przerażający. Ludzie tacy powinni być izolowani od społeczeństwa, ponieważ stanowią realne zagrożenie. Ich opętanie homofobią i fanatyzm religijny są poważnym problemem, który należałoby leczyć. Przypadki podobnego znęcania się nad ludźmi powinny być ostro potępiane i karane. Tym czasem, ostatnio w głównym wydaniu wiadomości mogliśmy obejrzeć relację ze zjazdu egzorcystów w Częstochowie!!! Jeden kretyn z drugim w wywiadzie mówili o tym, że są oni – jako egzorcyści – coraz częściej wzywani i skala ich działań wzrasta. Dodali, że obowiązkiem każdego członka rodziny jest wezwać egzorcystę jeśli zauważy on, że inny członek rodziny jest opętany!!! O nastolatku amerykańskim, którego o mało nie zabito przez egzorcyzmy, nikt nie wspomniał. Szkoda, bo w tym przypadku to właśnie rodzina była inspiratorem tego przerażającego zdarzenia. Przeprowadzanie egzorcyzmów w XXI w. to tragedia, tym większa jeżeli ktoś znęca się w ten sposób nad osobą z powodu jej homoseksualizmu. Takie zbrodnie powinny być ścigane i karane, tym bardziej, jeżeli ofiarami są osoby nieletnie. Za nazwą egzorcyzmu kryje się zwykła przemoc fizyczna i psychiczna. Straszne, że ktoś pada jeszcze dziś ofiarą zabobonu i ciemnoty. Dlatego, jeżeli publiczna telewizja prowadzi misję społeczną, powinna w wiadomościach ukazać, jakie szkody wyrządzają fanatycy dopuszczający się egzorcyzmów, a nie przeprowadzać z nimi wywiady, a bzdury o wypędzaniu szatana podawać w formie faktu. Dla mnie to skandal.

środa, 22 lipca 2009

Demonstration















Naturalnie homoseksualny Sieczkowski w Replice

Zastanawiałem się dziś długo na tym, czy warto o tym pisać czy też nie, a jeszcze dłużej czy komentować to, a jeśli tak to po co. A chodzi o coming out Michała Sieczkowskiego w Replice. Muszę zaznaczyć na wstępie, że nie znam się za bardzo na coming out’ach, bo takiego doświadczenia nie przeżyłem a to z racji tego, że nie miałem coming in’u. A wracając do wywiadu z Michałem Sieczkowskim to myślę, że fajnie się jednak stało, że publicznie o tym w końcu powiedział. Im więcej znanych osób mówi o swoim homoseksualizmie tym lepiej. Ogólnie podoba mi się nawet to co powiedział Sieczkowski. Mam jednak wrażenie, że w niektórych momentach aktor stara się przemilczeć pewne rozdziały swojego życia. Ale co w końcu powiedzieć miał o własnym małżeństwie z kobietą. Przez tę małżeńską historię nie do końca wierzę w to, że Sieczkowski taki wcomingoutowany byl juz jako nastolatek, ale... nie będę już tego komentował i się czepiał. Poza tym wywiad nie jest najgorszy. Fajnie mówi Sieczkowski i o swoich doświadczeniach z rodzicami i odkrywaniu swojej seksualności. Nie ukrywam, że podoba mi się to, że Sieczkowski wspomina o tym, że „bycie gejem było od zawsze czymś naturalnym”. Zdrowe, normalne podejście, którego życzyłbym wszystkim, w tym samym gejom. Uważam, że warto mówić takie rzeczy, chociażby dla tego, że jest w tym bardzo pozytywny przekaz. Może pomoże on homofobom rozjaśnić umysł.
Sieczkowski mówi poza tym: „Dla mnie coming outy, walka o prawa gejów i lesbijek ma sens właśnie po to, żeby nie trzeba było mówić o swoich partnerach w sposób bezosobowy. Tak jak heteroseksualiści nie ukrywają swoich związków za eufemizmami, nie zastanawiają się, kiedy mówią: moja żona, ja z żoną, po prostu mówią o swoim życiu. Dlatego ja ze swoim chłopakiem staramy się świadomie "obnosić" ze swoim związkiem, czyli po prostu tego nie ukrywać. Chciałbym, żeby inni też uwolnili się od tego strachu. To najważniejszy powód tego wywiadu.” I chwała mu za to!!! Jeśli mam być szczery, to znacznie bardziej cenię sobie coming out Sieczkowskiego niż operę mydlaną „Raczek i Szczygielski”. Bo za co ja mam cenić Raczka? Za to, że przez większość swojego dotychczasowego życia kłamał?! Raczek zdaje się chyba już tego nie pamiętać, ale ja pamiętam, jak bredził o narzeczonej w Anglii, zapominając jednak wspomnieć, że narzeczona jest płci męskiej. Nawet nie miałby nic do Raczka, gdyby dziś powiedział publicznie, że pierdolił głupoty o swoim życiu prywatnym, ale w przypadku, gdy on dziś twierdzi, że niczego nie ukrywał a tylko nie miał okazji powiedzieć wszystkiego, to mnie to śmieszy i sprawia, że staje się dla mnie niewiarygodny. Nie mniej jednak doceniam – nawet bardzo - to, co dziś mówi i robi dla gejów i lesbijek w Polsce. Ilu sławnych gejów nic nie robi mogę się domyślać tylko. Po wywiadzie z Sieczkowskim, jak i wypowiedziach Raczka, Poniedziałka czy Piróga, można wnioskować, że nie jest to mała liczba osób.

wtorek, 21 lipca 2009

Boaz Mauda



Urodziwy, utalentowany, homo... Czegóż chcieć więcej?












Patrik 1,5


Dziś w ramach domowego seansu filmowego Patrik 1,5. Świetny film produkcji szwedzkiej, opowiadający historię małżeństwa Görana i Svena adoptującego 15-letniego Patrika, który okazuje się nie być ich wymarzonym dzieckiem. Film prawdziwy, a przez to wzruszający. Trochę o miłości, trochę o życiu, trochę o akceptacji, trochę o pragnieniach, trochę o szczęściu... Na końcu happy end, co mnie optymistycznie nastawiło na resztę dnia.



Projekt: mój mąż

Bardzo mi się podobał ostatni felieton Ygi Kostrzewy „Projekt: moja żona”. Ma rację pisząc, że „postęp, zmiany społeczne, które są pożądane z naszego punktu widzenia (LGBTQ, aktywistów, osób jakoś zaangażowanych w ruch czy też sympatyków lub - po prostu - osób chcących zmieniać rzeczywistość na lepsze), nie dokonują się, skala naszych oddziaływań (parady, marsze, konferencje…) jest wciąż zbyt mała”. Nie sposób też nie zgodzić się, że „nie osiągnęliśmy jeszcze „masy krytycznej”, tj. zaistnienia w przestrzeni publicznej co dzień - w sposób „zwyczajny”. Coroczne przemarsze zwracają uwagę mediów. Liczne publikacje, komentarze – zarówno w mediach otwartych, jak i prawicowo-narodowych, opisujących jakieś żądania, historie obcych osób, przypadki z zagranicy. Nie ma tam NAS, czyli twarzy, które mogą się kojarzyć komuś z osobą z krwi i kości. Nasi sąsiedzi nie widzą nas - sąsiadek i sąsiadów, nasza rodzina i nasi znajomi nie wiedzą o nas, współpracownicy nie znają nas od „tej” strony”. Dlatego –jak Yga – uważam, że dla przeprowadzenia zmian w Polsce na lepsze koniecznym jest ujawnianie się gejów i lesbijek w codziennym życiu – wśród znajomych, współpracowników, rodziny itd. Geje i lesbijki poprzez to, że się nie ujawniają doprowadzają do tego, że są spychani na margines życia społecznego i politycznego, co prowadzi do ugettowienia ich życia. Dla mnie niewyobrażalne i absurdalne jest, że dwóch gejów żyje ze sobą przez kilka lub kilkanaście lat, ukrywając ten związek i pilnując bezustannie, by nikt poza nimi się o nim nie dowiedział. To jest nie tylko smutne, ale i żałosne! To sytuacja patologiczna. Najgorsze jest jednak to, że przez takie osoby nic się w Polsce nie zmienia i cierpią na tym nie tylko te osoby, ale i całe środowisko. Dlatego mówmy o naszych związkach, nie ukrywajmy ich, bo są piękne i wartościowe. Miłość, którą obdarzamy naszych ukochanych i którą oni obdarzają nas, zasługuje na to by być nie tylko jawna, ale i afirmowana.



poniedziałek, 20 lipca 2009

Podpisz się i ty!

Magdalena Mosiewicz i Krystian Legierski napisali list do marszałka litewskiego parlamentu, wyrażający protest wobec przyjętej głośnej ustawy o szkodliwym wpływie na młodzież. List zostanie złożony w Ambasadzie Litwy, przy Al. Ujazdowskich 14 w Warszawie we wtorek, 21.07 o godz. 12.00.

Treść pisma jest następująca:

Warszawa, 17 lipca 2009

Pan Arunas Valinskas
Marszałek Sejmu Republiki Litewskiej

Szanowny Panie Marszałku,

Niepokojem napawa nas przyjęte w ostatnim czasie przez Parlament Litwy prawo w rażący sposób naruszające godność osób homoseksualnych i łamiące podstawowe prawa człowieka do wolności oraz swobody wypowiedzi.

Uważamy, że wprowadzenie do ustawy zakazu prowadzenia jakiejkolwiek debaty na temat praw istniejącej w społeczeństwie mniejszości skutecznie wyklucza Litwę ze wspólnoty demokratycznych i nowoczesnych państw europejskich.

Mają na uwadze, że wolą większości litewskiej Wysokiej Izby stało się prawne usankcjonowanie dyskryminacji części własnego społeczeństwa pragniemy wyrazić swoją solidarność z homoseksualnymi obywatelami Litwy i żywimy nadzieję, że w najbliższym czasie podjęte zostaną działania legislacyjne mające na celu uchylenie ustawy sprzeciwiającej się wartościom stanowiącym fundament cywilizacji europejskiej.

Każdy może podpisać się pod tym listem w internecie, na stronie

http://www.petycje.pl/4227

niedziela, 19 lipca 2009

Więzienie za pocałunek

Wciąż nie mogę się otrząsnąć po prawnym usankcjonowaniu homofobii na Litwie. Nie spodziewałem się chyba nawet, że w XXI w. w Europie takie rzeczy mogą się zdarzyć. Przerażające... Myslę, że należałoby jakos wesprzeć litewskich gejów i lesbijki, pomóc. Akcja protestacyjna z udziałem osób z innych krajów Unii Europejskiej pokazałaby homofobom litewskim, że nie ma przyzwolenia Europejczyków na homofobię, a litewskim homikom, że nie są pozostawieni sami.



Homoaffirmation

Wiara w boga jest uleczalna

Zupełnym przypadkiem przeczytałem w „Niedzieli” o tym, jak Paweł Rozpiątkowski rozpisuje się o rzekomym prześladowaniu chrześcijan we współczesnej Europie. Żeby stwierdzić, że to bzdura nie trzeba się nawet długo zastanawiać. Wystarczy się rozejrzeć dookoła – szkoły i ulice JP2, w urzędach krzyże, w firmach wigilie… Dlatego też Rozpiatkowski, żeby udowodnić swoje tezy, dopuszcza się kłamstw i manipulacji. Znów przywoływana jest postać Rocco Buttiglionego. Nie jest jednak tak, jak pisze Rozpiątkowski, że jego kandydatura na jednego z komisarzy Unii Europejskiej przepadła z powodu przekonań religijnych. Może on sobie wierzyć bowiem w co chce. Chodziło o to, że człowiek, który sieje nienawiścią do gejów oraz ich obraża nie może odpowiadać za sprawy praw człowieka i równouprawnienia. To tak jakby rasista miał kierować urzędem zwalczającym rasizm. Nie wyobrażam więc sobie, by człowiek o takich wypaczonych poglądach jak Rocco Buttiglione miał zostać komisarzem Unii Europejskiej.
Dalej autor wspomina kłopoty chrześcijańskich organizacji charytatywnych w pozyskiwaniu publicznych grantów w Wlk. Brytanii. W każdym cywilizowanym kraju tak powinno być. Pieniądze publiczne powinny służyć wszystkim, a organizacje charytatywne chrześcijańskie pomagają tylko chrześcijanom. Żeby otrzymać pomoc z takiej organizacji konieczne jest członkostwo we wspólnocie religijnej. Nie jest to też żadna grupa mniejszościowa, która wymagałaby specjalnego wsparcia. Udzielania publicznego wsparcia organizacjom, które dyskryminują innych jest skandaliczne i haniebne. Nie dziwi mnie więc to, że w Wlk. Brytanii organizacje takie mają problemy z pozyskaniem funduszy państwowych.
Następnie pisze autor o gejach jako wrogiej chrześcijaństwu sile. Zauważyć jednak chciałbym, że to nie geje są wrogiem chrześcijaństwa, tylko wyznawcy chrześcijaństwa atakują gejów i lesbijki. Nawet nie samo chrześcijaństwo, bo to akurat zależy od interpretacji Biblii. Uważam, że Biblia ani nie afirmuje ani nie potępia homoseksualizmu i związków homoseksualnych. To religijni faszyści dyskryminują gejów i ich obrażają, wykorzystując do tego swoje interpretacje Biblii. Słuszny jest zatem opór środowisk gejowskich, że walczą z homofobią. Bo homofobię jak faszyzm trzeba zwalczać. Rozpiątkowski pisze także o tym, że Holenderski rząd odmówił chrześcijańskiej fundacji grantu za przekonanie, że homoseksualizm, można leczyć. Po pierwsze – nie można leczyć bo to nie jest choroba, a o leczeniu może być mowa tylko w przypadku choroby. Po drugie – w cywilizowanym kraju organizacja, która korzysta ze środków publicznych nie może rozpowszechniać kłamstw o homoseksualizmie i prowadzić homofobicznej działalności. Po trzecie – organizacja ta nie dlatego nie dostała pieniędzy, że pan x lub pani y uważali, że homoseksualizm można leczyć (choć nie można!!!), ale dlatego, że za publiczną kasę chciała prowadzić swoje chore terapie, a jak już wspomniałem nie można leczyć czegoś co nie jest chorobą.
Autor pisze również o tym, że w ubiegłym roku w Bremie na chrześcijańskim festiwalu ateiści „obrażali słownie i grozili przemocą fizyczną”, krzycząc „Nigdy więcej Jezusa!” oraz „Masturbacja zamiast ewangelizacji!” i „Naziści!”. Wspomina także o haśle "Wiara w Boga jest uleczalna". Nie wiem, gdzie autor dopatrzył się tym gróźb przemocy fizycznej!!! W każdym bądź razie autor ostro potępia hasła i akcję ateistów i uznaje ją za niedopuszczalną. Jest to o tyle ciekawe, że w tym w tym samym artykule Rozpiątkowski potępia to, że rzekomo chrześcijanom krępuje się usta i nie pozwala manifestować swojej religijności. Typowa mentalność Kalego. Rozpiątkowski wyznaje zasadę, że chrześcijanie mogą obrażać i opluwać innych np. ateistów i gejów, podczas gdy ateiści i geje nie mają prawa do krytyki kościołów chrześcijańskich, a nawet mówienia o swoim ateizmie i homoseksualizmie. Co do samych protestów to nie były one skierowane przeciwko samemu chrześcijaństwu, a przeciwko homofobicznym i obraźliwym treściom, które były podczas festiwalu głoszone. Ale o tym Rozpiątkowski już nie wspomniał. Dlaczego mnie to nie dziwi? A dlatego, że chrześcijaństwo to ideologia, której wyznawcy już od 2000 lat manipulują ludźmi, kłamią i opluwają uzasadniając swoje zbrodnie nieistniejącym bogiem. Dlatego dobrze, że coraz więcej Europejczyków dostrzega to i otrząsa się z tego totalitaryzmu. Wiara w boga jest na szczęscie uleczalna.

sobota, 18 lipca 2009

Veritas 44 - Kościół S.A.

Wszędzie słyszymy o kryzysie i o koniecznych oszczędnościach. Cięcia nie omijają niemal nikogo. Niemal. Jakoś dziwnie poza kręgiem poszukiwań pozostaje Kościół, który kosztuje nas więcej niżby mogło się wydawać. Powstaje pytanie czy Państwo Polskie stać na utrzymywanie Kościoła. I nie chodzi tu tylko o czasy kryzysu. W tym obszarze można poczynić ogromne oszczędności. Głównie chodzi tu o odebranie Kościołowi kosztownych przywilejów. Ulgi w podatkach, jeśli w ogóle powinny istnieć, to tylko dla najbiedniejszych. Problemem pozostaje tylko kwestia inicjatywy zmian. Kościół jednak wydaje się instytucją zbyt silną by jakaś partia polityczna zaryzykowała takie starcie. Zwłaszcza, że dla niektórych sojusz z Kościołem jest priorytetem i szansą na zdobycie elektoratu, m.in. dla najbardziej obłudnych i zakłamanych ugrupowań - PO i PiS.

Przypatrzmy się, jak przedstawiają się dochody Kościoła w praktyce.


I. Dochody kościelnych osób prawnych

1) "Taca", zwana kolektą, która w znacznej większości zasila budżet parafii. Jest, wedle teorii bpa S. Skworca, przewodniczącego Komisji Ekonomicznej Episkopatu, "włączeniem się uczestników Eucharystii w ofiarę Chrystusa przez składanie własnych, duchowych i materialnych ofiar." Dwa razy do roku zbierane są w parafiach kolekty na świętopietrze wysyłane do Watykanu.

2) Zbiórki nadzwyczajne — różnorakie skarbony, których cele są uzależnione od pomysłowości duchowieństwa (np. Dar Ołtarza; Podziękowania i prośby do miłosierdzia bożego; Na nowe dzwony; Jałmużna postna; Intencje modlitw do Matki Bożej; Ofiara i prośby do św. Judy Tadeusza; Podziękowania i prośby do św. Antoniego; Ofiara na budowę Kościoła; Prośby, Podziękowania, Ofiara do Matki Bożej Nieustającej Pomocy itp.).

3) Dochody z nieruchomości nierolniczych. Szczególna sytuacja istnieje w Krakowie, gdzie Kościół stał się obecnie największym prywatnym właścicielem nieruchomości. W maju 2000 r. prymas Glemp poświęcił Roma Office Center nowy biurowiec wzniesiony w centrum stolicy przez archidiecezję warszawską we współpracy z firmą ABC Holding. Inwestycję oszacowano na 24 mln USD. Działkę pod biurowiec archidiecezja otrzymała od miasta. Budynek liczy 8 pięter i ma powierzchnię 11.700 m.kw. Znajdują się w nim m.in. sklepy restauracje i punkty usługowe.

4) Dochody z prowadzonych przez przedsiębiorstw. W parafiach działają przede wszystkim drukarnie, wydawnictwa, księgarnie katolickie, sklepy z dewocjonaliami. Organizuje się agencje turystyczne, czy pielgrzymkowe (np. z ojcami palotynami można się było udać za 4,3 tys. dol. na pielgrzymkę do Brazylii, gdzie oprócz odwiedzenia sanktuarium Aparecida do Norte i ruin misji jezuickich, przewidywano jazdę jeepami po dżungli, połów piranii w Amazonce, folklorystyczne kolacje i plaże w Rio de Janeiro). Dom Pielgrzyma Amicus im. Sługi Bożego Księdza Jerzego Popiełuszki, znajdujący się, wedle prospektu, "in a quiet corner of Old Żoliborz — a green district of the city of Warsaw", wskazuje wymownie jakich pielgrzymów się spodziewa.

W skali ogólnopolskiej można wymienić przede wszystkim przedsięwzięcie Episkopatu — Arca Invesco, czyli próbę wejścia do sektora funduszy emerytalnych. Największe bodaj kościelne gospodarstwo rolne znajduje się we Wrzosowie na Pomorzu (1300 ha). W latach PRL był to PGR, w efekcie transformacji ustrojowej Wrzosowo i pobliski Mierzyn otrzymała kościelna Caritas (Kościół otrzymał to na podstawie art. 70a ustawy o stos. Państw. Kość. i komasacji wniosków parafii z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej), tworząc tam zakład rolniczy "Carol" (być może to nawiązanie do papieskiego imienia). Okoliczny mieszkaniec w ten sposób określił strukturę własności ziemi: "Do czego to podobne, żeby tu, na polskiej ziemi, majątki miał tylko Arab, Niemiec lub Duńczyk. A jak już trafi się Polak, to ksiądz".

5) Czynsze z wynajmu lokali. Przede wszystkim chodzi o 22.000 punktów katechetycznych, które po przeniesieniu katechezy do lokali szkolnych, pozostały niezagospodarowane.

6) Opłaty za miejsce na cmentarzach parafialnych.

7) Sprzedaż wigilijnych opłatków.

8) Darowizny od osób fizycznych i prawnych. Jest to szczególnie kontrowersyjna regulacja, która obok zwolnień celnych stanowi zbyt łatwą pokusę do wielkich nadużyć. W związku z tym, analizując słabości polskiego budżetu, tygodnik Polityka w nr 34 z 22 sierpnia 1998 r. pisał: "Inna dziura, która wydała się już załatana, czyli darowizny, nadal czyni sito z budżetu. Nie można odpisywać ich na rzecz osób fizycznych, ale okazuje się, że nader hojnie obdarowujemy Kościoły — łącznie na sumę 837 mln zł. Ten typ darowizny jest szczególnie atrakcyjny, ponieważ nie obowiązuje limit odliczenia w stosunku do osiągniętego przychodu — jak ktoś jest bardzo hojny, to odpisać może nawet połowę tego, co zarobił. Są powody, by obawiać się, że oświadczenia przedstawicieli tych instytucji o otrzymanych darowiznach mijają się z prawdą, w każdym razie w punkcie dotyczącym rzeczywiście ofiarowanych sum. Okazja czyni złodzieja. System podatkowy jest zły i niespójny. Kogoś, kto od renty czy darowizny sam nie musi zapłacić podatku, tylko uczciwość może powstrzymać od wypisania fałszywego potwierdzenia. Niestety, nie zawsze można na nią liczyć." W 2003 r. tygodnik Newsweek urządził "prowokację" poddając próbie reakcje duchownych na propozycje fikcyjnych poświadczeń o otrzymaniu darowizny. W jej wyniku napisano: "Żaden z duchownych nie odmówił nam współpracy w oszustwie"

9) Pierwsza komunia.

Aby zmobilizować wiernych do składania ofiar, zmieniono w tym celu Pięć Przykazań Kościelnych, do których w roku 2001 r. wprowadzono na końcu jedno, nakazujące płacić na Kościół.



II. Dochody osobiste duchownych

1) iura stolae, czyli prawa stuły, w skład których wchodzą:
a) śluby,
b) chrzty,
c) pogrzeby (tzw. pokropek);

2) kolęda — oficjalnie pobieranie opłat zostało zniesione, w praktyce nikt się do tego nie stosuje (ok. 25% rocznych zysków duchownego "wypracowane" w ciągu tygodnia!);

3) stypendia (intencje) mszalne;

4) wypominki, czyli modlitwy za zmarłych odprawiane 1 i 2 listopada (10% rocznych zysków duchownego w dwa dni!);

5) prebendy proboszczowskie, czyli istniejące w wielu parafiach gospodarstwa rolne proboszczów;

6) pensje katechetyczne.



III. Podatki i cła Kościoła
Zwolnienie od podatków należy do tej samej grupy przywilejów co zwolnienie od służby wojskowej — uwolnienia od ciężarów publicznych (privilegium immunitatis). Od wieków Kościół polski zabiegał o jak najszersze zwolnienia podatkowe, a wszelkie zmiany w tym zakresie często kończyły się tak jak w przypadku Kazimierza Wielkiego, który gdy w 1344 r. nałożył nadzwyczajne podatki na dobra duchowne, został wyklęty przez biskupa Jana Grota, który dodatkowo nałożył interdykt na diecezję krakowską.

Podatki
Konkordat z 1993 r. nie reguluje tej kwestii.

Podatki od kościelnych osób prawnych
a) Podobnie jak i przed wojną wyłączenia od podatku dochodowego kościelnych osób prawnych są tak szerokie, że w praktyce nie uiszczają one tego podatku, nawet za działalność gospodarczą w formie spółki handlowej.

b) Jeśli chodzi o podatek od nieruchomości to nie obejmuje on kościołów, a jedynie plebanie i to tylko o ile nie są uznane za obiekty zabytkowe. Jeśli podatek od nieruchomości jest podatkiem komunalnym, gmina może wprowadzić dodatkowo różne ulgi i zwolnienia.

c) Jedynym podatkiem który w praktyce realnie dotyczy kościelne osoby prawne jest więc podatek rolny obejmujący gospodarstwa należące do domów zakonnych i seminariów duchownych.

Podatki osobiste duchownych
a) Podatek dochodowy dotyczący duchownych ma postać ryczałtu i jest on uzależniony od stanowiska (proboszcz, wikary) oraz liczby mieszkańców w parafii (stąd czasami duchowni się żalili, iż "muszą płacić także za heretyków"). Duchowny ma uprawnienie zrzeczenia się ryczałtu i przejścia na podatkową księgę przychodów i rozchodów, która wiąże się z wypełnianiem deklaracji PIT. Ale się dotąd jeszcze chyba żaden duchowny nie porwał na tak nierozważny krok, aby płacić podatki od rzeczywistych dochodów, które, przy bardzo niskich ryczałtach, oznaczałyby płacenie co najmniej kilka razy większych podatków dochodowych.

b) Proboszczowie posiadający gospodarstwa rolne płacą podatek rolny.



IV. Cła
Poza podatkami wśród danin publicznych należy wspomnieć o cłach. Zwolnienia duchownych od tych danin sięgają roku 1504, kiedy duchowieństwo zostało zwolnione od ceł za wywóz towarów wyprodukowanych w ich dobrach oraz za towary importowane na własne potrzeby. "Nie mogę wyrozumieć: dlaczego 'celnicy' taką szczególną się cieszą nienawiścią w ewangeliach — pisał w XVIII w. Voltaire. — Kapłani i dostojnicy kościelni płacą tak dyablo mało, że nazwa celnika powinna brzmieć dla nich, jako pieszczota". Do dziś słowa te zachowują pełną aktualność. W roku 1989 wprowadzono dwie grupy zwolnień.

1. Pierwsza dotyczy "darów przeznaczonych na cele kultowe, charytatywno-opiekuńcze i oświatowo-wychowawcze". Z tą grupą wiązał się proceder bezcłowego sprowadzania samochodów "na cele kultowe". Nagle się okazało, że z zagranicy zaczęły licznie napływać, a raczej wjeżdżać „dary" w postaci limuzyn, "kultowych" co oczywista. Nadużycia miały wielkie rozmiary, dopóki zmiana ustawy z 26 czerwca 1997 r. nie zabezpieczyła duchownych przed tą nader łatwą okazją do grzeszenia. "Nie będziesz sprowadzał samochodów osobowych i wyrobów akcyzowych" — grzmi ustawodawca. Tzw. artykuły akcyzowe to: alkohole (wina mszalne), papierosy i elektronika. Stało się to dopiero po tym jak się okazało, że na procederze z udziałem trzech księży z Lublina, którzy na zachodzie kupowali wino i samochody "na cele religijne i charytatywne", Skarb Państwa stracił w latach 1993-1995 400 tys. zł. Decyzję przypieczętowała "wpadka" ośmiu proboszczów z Rzeszowa, którzy w roku 1996 sprowadzili 92 ekskluzywne limuzyny.

2. Druga kategoria zwolnień celnych dotyczy poligrafii (papier, maszyny drukarskie itd.)



V. Nowy system finansowania Kościoła
Jednym z najważniejszych zadań jakie wytycza się Komisji Konkordatowej są prace nad projektami zmian dotychczasowego systemu finansowania, którymi zajmuje się Podkomisja ds. Finansów przy Kościelnej Komisji Konkordatowej oraz Zespół ds. Ekonomicznych Rządowej Komisji Konkordatowej. System funkcjonujący jest nieracjonalny.

Podatek kościelny
W szczególności mówi się o tzw. podatku kościelnym. Sądzę, iż jedną z głównych zalet takiej formy przyczyniania się wiernych do finansowania Kościoła, przy właściwym jej rozwiązaniu, byłby znacznie bardziej miarodajny sposób stwierdzania rzeczywistego poparcia dla instytucji Kościoła w Polsce. Dziś wciąż jeszcze stale wysuwa się przy różnych okazjach argumenty o ponad dziewięćdziesięcioprocentowej ilości katolików w społeczeństwie, czym uzasadnia się różne, czasami nadmierne przywileje, uprawnienia i ułatwienia szczególne dla Kościoła. System, w którym wierni wyrażają swe poparcie przekazaniem na Kościół podatku pozwala teoretycznie dokładniej ocenić skalę poparcia przede wszystkim dla społecznej aktywności i roli Kościoła. Istnieje kilka różnych modeli z tym związanych:

1) Przekazywanie części swojego podatku na cele społeczne lub kościelne. Mamy do wyboru przekazanie części swego podatku albo na cele społeczne, albo na cele kościelne, albo państwowe (pozostawienie w budżecie państwa, powinny być jednak przeznaczone jako środki na cele społeczne). Jako że państwo rezygnuje z części wpływów na rzecz Kościoła musiałoby za tym iść ograniczenie innych świadczeń na rzecz Kościoła, ale to ogranicza znacznie art. 22 ust. 1 Konkordatu, który zrównuje pod względem prawnym społeczną działalność kościoła i państwa, poza dotowaniem placówek oświatowo-wychowawczych (art. 14 ust. 4). Jednak wprowadzeniu takiego rozwiązania powinno towarzyszyć zniesienie Funduszu Kościelnego, albo jego zredukowanie oraz ograniczanie innych dotacji.

Rozwiązanie takie funkcjonuje we Włoszech (0,8% na kościół albo na świeckie cele charytatywne lub społeczne realizowane przez państwo), Hiszpanii (0,52% na cele socjalne lub wyznaniowe). Od niedawna, tj. od 1997 r., podobny system wprowadzono na Węgrzech. Podatnik ma do zadysponowania 1% podatku na jeden z 90 zarejestrowanych związków wyznaniowych i 1% na dowolną, lecz niepolityczną organizację społeczną (najczęściej na fundację). Podatnik, który nie życzy sobie wspierać żadnego związku religijnego, może swój 1% przekazać na specjalny cel, ustalany corocznie przez parlament (np. w 2000 r. — budowa wałów powodziowych). Rozbicie tego systemu na blok religijny oraz społeczny spowodowane było protestem kościołów, które nie chciały konkurować ze społecznymi organizacjami. Przekazywanie części podatku na powyższe cele jest dobrowolne, przy czym "procent kościelny" cieszy się znacznie mniejszym zainteresowaniem (w 2000 r. "procent społeczny" wykorzystało ok. 1,4 mln podatników, zaś "kościelny" — ok. 0,5 mln).

Wstępne badania przeprowadzone przez dziennik Rzeczpospolita w roku 2001, dostarczają na ten temat interesujących informacji. Za możliwością przekazywania części podatku bądź to na kościół, bądź to na organizacje społeczne opowiedziało się 49% respondentów, a 36% było przeciw. Osoby, które wyraziły chęć przekazywania części podatku na takie cele, na pytanie w jaki sposób zadysponowaliby nim, w 50% wyrazili chęć przekazania go organizacji społecznej. Jedynie 35% chciałoby przekazać go Kościołowi rzymskokatolickiemu, a 7% pozostawiłoby swoją część w budżecie państwa. Jednak nie dane ilościowe są najważniejsze. Organizacjom społecznym oddałyby swój podatek częściej osoby młodsze, lepiej wykształcone, właściciele, kadra i pracownicy handlu, natomiast kościołom, częściej niż wskazuje średnia, osoby starsze, gorzej wykształcone, gospodynie domowe i rolnicy. Kiepska to perspektywa ekonomiczna dla Kościoła.

Jednak strona kościelna wypowiada się z entuzjazmem na ten temat, zatem oczekuje się, iż będzie to rozwiązanie korzystniejsze. Koncepcja jaką proponuje w tej sprawie Kościół sprowadza się w praktyce do dodatkowego źródła finansowania działalności kościelnej. W wywiadzie dla Gościa Niedzielnego ks. bp W. Skworc, przewodniczący Komisji Ekonomicznej Episkopatu, mówił, iż nie wchodzi w grę ani zniesienie w związku z tym opłat za posługi religijne, ani "tac", ani innych tradycyjnych świadczeń wiernych. Miałoby to polegać jedynie na zniesieniu funduszy celowych dla Kościoła lub na powierzeniu prowadzenia Kościołowi niektórych spraw społecznych. Zniesienie opłat za usługi religijne mogłoby wchodzić w grę przy wypłacaniu księżom pensji za pracę duszpasterską.

Warto dodać, że zniesienie opłat z tytułu iura stolae planowano już przed wojną. W Załączniku A do konkordatu znajdowała się uwaga, że uposażenia państwowe dla duchowieństwa mogą zostać odpowiednio zwiększone na podstawie umowy z Kościołem w sprawie iura stolae. Ponadto w czasie debaty senackiej (22 IV 1925) podjęto uchwałę zobowiązującą rząd do wszczęcia rokowań ze Stolicą Apostolską o uchylenie iura stolae.

2) Specjalny podatek kościelny ściągany przez państwo. Rozwiązania takie funkcjonują w niewielu państwach: w Skandynawii, Niemczech, Szwajcarii. W Niemczech istnieje obligatoryjny podatek dla członka Kościoła. Od podatku można się uwolnić występując z kościoła. Jest to rozwiązanie dobre w tym względzie, że najbardziej miarodajnie oddaje formalną ilość wiernych z faktyczną więzią członków kościoła z jego instytucją. Rozwiązanie takie nie zlikwidowało w państwach, w których ono występuje, do zniesienia dotacji państwowych.


Postulat tego typu pojawił się w Polsce w roku 1995, w czasie kampanii prezydenckiej było to żywo dyskutowane, większość najważniejszych kandydatów na prezydenta uznała ten pomysł za dopuszczalny, bądź jednoznacznie (A. Kwaśniewski, T. Zieliński), bądź warunkowo (J. Kuroń, J. Olszewski), Wałęsa zdał się na opinię Kościoła w tej sprawie, a jednoznacznie potępiła to jedynie H. Gronkiewicz-Waltz, gdyż dostrzegła w tym "odebranie podmiotowości darczyńcom".

Na gruncie polskim podnosi się, iż rozwiązanie takie byłoby sprzeczne z art. 53 ust. 7 Konstytucji, który stanowi: "Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania". Argument ten de facto ma jedynie połowiczne znaczenie, gdyż dokładnie to samo można było odnieść do deklaracji w sprawie uczestnictwa w zajęciach katechezy, co zresztą podnosił swego czasu prof. Pietrzak w swej krytycznej glosie do orzeczenia TK, a jak wiemy dziś rozwiązanie takie funkcjonuje i uważa się je za zgodne z Konstytucją.

Veritas 44 - Bóg nie istnieje. To Człowiek jest Bogiem.

Zarówno religia jak i Bóg są konwencją ustanowioną przez człowieka. Nie ma sensu wdawać się w rozważania ontologiczne (za sprawą praw filozoficznych można usankcjonować każdy nonsens, dlatego dysputy w tym nurcie jak i w ogóle wszelkie teoretyzowanie uważam za zbyteczne). Każda ideologia, w tym religijna jest wynikiem umowy społecznej. Tak samo jest z istotą Boga... swego czasu zrodził się on w koncepcji ludzkiej i ten sam ludzki umysł może w przyszłości jego istnienie odrzucić, a nawet zastąpić innym bogiem.

Św. Tomasz z Akwinu rozpoczął dowód kosmologiczny, postulując, że Bóg jest Pierwszą Przyczyną Ruchu i Pierwszym Twórcą. Zręcznie uniknął odpowiedzi na pytanie: kto stworzył Boga?, zakładając po prostu, że nie ma ono sensu. Bóg nie ma stwórcy, ponieważ był pierwszy. Dowód kosmologiczny stwierdza, że wszystko, co się porusza, musi być przez coś popychane, a to z kolei musi również być napędzane i tak dalej. Ale skąd wziął się pierwszy impet?

Czy Bóg miał matkę? Gdy mówi się dzieciom, że Bóg stworzył Niebo i Ziemię, niewinnie pytają, czy Bóg miał matkę? Wszystkie wielkie religie wytworzyły mitologiczny obraz boskiego aktu Stworzenia, ale żadna z nich nie rozwiązuje w sposób zadowalający paradoksów logicznych, pojawiających się w pytaniach, które zadają nawet dzieci. Bóg mógł stworzyć Niebo i Ziemię w siedem dni, ale co zdarzyło się przed pierwszym dniem? Jeśliby przyznać, że Bóg miał matkę, to naturalnie powstaje pytanie, czy ona również miała matkę?

Wracając do społecznej konwencji istoty Boga i wynikającej z niej wiary w Niego, aspekt ten dosadnie obrazuje przypowieść Bertranda Russela o niebiańskim czajniczku.

Wielu ludzi wierzących mówi tak, jakby to na sceptykach spoczywał obowiązek udowodnienia nieprawdziwości głoszonych przez nich dogmatów, a nie na wierzących ciężar dowodu. Oczywiście, to pomyłka. Gdybym stwierdził, że gdzieś tam, pomiędzy Ziemią a Marsem, krąży wokół Słońca po eliptycznej orbicie porcelanowy czajniczek, nikt nie byłby w stanie zakwestionować prawdziwości tego twierdzenia (oczywiście musiałbym być wystarczająco przewidujący, by dodać, że czajniczek jest zbyt mały, by dało się go dostrzec nawet za pomocą najpotężniejszych teleskopów). Gdybym jednak obwieścił, że skoro moich poglądów nie można zakwestionować, to jest przejawem absurdalnych i nieracjonalnych uprzedzeń odrzucanie ich przez innych ludzi, uznano by — skądinąd słusznie — że prawię nonsensy. Jednakże, jeśliby istnienie czajniczka potwierdzały starożytne księgi, które jako uświęconą prawdę odczytywano by nam co niedzielę, i których treść wkładano by w dziecięce główki w każdej szkole, odmowa wiary w istnienie czajniczka uznana zostałaby za przejaw podejrzanej ekscentryczności, osobnika weń wątpiącego wysłano by zaś do psychiatry w czasach bardziej oświeconych, a oddano inkwizycji w epokach wcześniejszych.

Oczywiście można uznać, że szkoda czasu na takie bajdy, nikt bowiem nie zamierza czcić czajniczków, gdyby jednak ktoś bardzo naciskał, nikt z nas nie zawahałby się raczej przed wyrażeniem opinii, że orbitujące czajniczki nie istnieją. W zasadzie jednak wszyscy bylibyśmy czajniczkowymi agnostykami: wszak nie możemy dowieść z absolutną pewnością, że niebiański czajniczek nie istnieje. W praktyce zaś od czajniczkowego agnostycyzmu każdy z nas przeszedłby do aczajniczkizmu.

Wracając do istoty Boga. Jak postrzega go chrześcijaństwo? Zgodnie z obowizującą doktryną jest tylko jeden Bóg w trzech Osobach Boskich: Ojca, Syna i Ducha Świętego i każda z tych Osób zachowuje pełną odrębność od pozostałych. Tak więc, zgodnie ze słowami atanazjańskiego wyznania wiary: Ojciec jest Bogiem, Syn jest Bogiem i Duch Święty jest Bogiem, lecz nie są oni trzema Bogami, lecz jednym Bogiem.

Bez wątpienia określenie to stanowi arcydzieło teologicznego rozumowania i rozwiewa wszelkie wątpliwości. Jednakże Kościołowi mało było politeizmu, więc do powyższego Panteonu dołącza bowiem Maria, "Królowa Niebieska", bogini w każdym aspekcie poza samym mianem, która, choćby jako adresatka modlitw, niewiele ustępuje samemu Bogu. Panteon powiększa też cała ogromna rzesza świętych (obecnie jest ich ponad 5000), których moc wstawiennicza czyni niemal półbogami, jako że zdaniem wiernych (i samego Kościoła) warto się zwracać do nich o pomoc w ramach przypisanych im specjalizacji. Nie można też pominąć czterech Chórów Anielskich i dziewięciu książąt tychże; po kolei: Serafiny, Cherubiny Trony, Panowania, Cnoty, Potęgi, Księstwa, dalej Archaniołowie (to szarża najwyższa) i wreszcie zwykli Aniołowie, do którego to grona należy na przykład nasz najbliższy przyjaciel, wiecznie nad nami czuwający Anioł Stróż. Co najbardziej zadziwia w katolickiej mitologii, to nawet nie jej niewyobrażalna kiczowatość, ale raczej szokująca nonszalancja, z jaką ludzie ją wzbogacają o najdrobniejsze detale. Ale próżno na piedestale świętości szukać świętego od zdrowego rozsądku czy rozumu.

Z uwagi na powyższe wyłania się jeden prosty wniosek - Człowiek jest Bogiem. Bóg nie istnieje od początku człowieczeństwa, gdyż człowiek go stworzył w określonym czasie rozwoju ludzkości. I wcale nie jest wykluczone to, że w przyszłości miejsce obecnego boga zastąpi inny bóg, pod warunkiem, że idea boga będzie człowiekowi potrzebna.

Flamingo


















Gold Panther