poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Antyedukacja seksualna

Wydawało mi się, że edukacja seksualna w polskich szkołach osiągnęła już dno. Okazało się jednak, że może być jeszcze gorzej. A przecież już było tragicznie. Sam fakt, że zamiast edukacji seksualnej w polskich szkołach prowadzone są zajęcia z przygotowania do życia w rodzinie jest dla mnie co najmniej dziwny i niezrozumiały. A to dla tego, że nie każdy ma ochotę zakładać rodzinę i żyć w rodzinie, zaś od seksualności uciec jest trudno, o ile jest to w ogóle możliwe. Bardziej właściwe zatem byłoby uczyć o seksualności niż rodzinności. Jak z resztą uczyć rodzinności? Dla mnie sama nazwa przedmiotu jest absurdalna. Poza tym czym jest rodzina? Definicji rodziny jest wiele. Często nie uczy się jednak młodzieży, że związki i rodziny mogą wyglądać różnie i nie jest to niczym złym. Często słyszy się za to na lekcjach religijno-ideologiczne nonsensy. Kiedy zajrzeć do podręczników i posłuchać nauczycieli, by przekonać się czego uczy się młodzież w kwestii rodzinności, to można pomyśleć, że to jest wręcz antyedukacja. Ostatnimi czasy pisała o tym często Gazeta Wyborcza. Jak wynika z raportu grupy edukatorów seksualnych "Ponton", do którego dotarła Gazeta Wyborcza, wynika, że nauczyciele prowadzący lekcje są bardzo często niekompetentni, a uczniom przekazują nie wiedzę, a swoje poglądy na temat seksu. Nauczyciele wstydzą się tematu poruszanego na lekcji. W niektórych przypadkach przez gardło nie chce im przejść słowo "seks". Za to antykoncepcję nazywają "dziełem Szatana". Zamiast edukować straszą i obrzydzają uczniom współżycie. Zdarza się, że zajęcia prowadzą księża, katecheci. Osoby te często prezentują fanatycznie religijny stosunek do ludzkiej seksualności czy antykoncepcji. Potwierdzają to uczniowie.
Z relacji ucznia jednego z techników, wynika, że zajęcia prowadziła pedagog, która nigdy o seksualności nie wspominała, za to często przynudzała opowieściami o swojej rodzinie i informowała, że nie toleruje związków homoseksualnych i sprzeciwia się zawieraniu między homoseksualistami ślubów. Ten sam uczeń dowiedział się również z tych zajęć, że "homoseksualizm to choroba i trzeba to leczyć".
Inna uczennica lekcje WDŻ miała z niedoszłą zakonnicą: - Niedoszła, dlatego że w pewnym momencie odkryła, że Bóg jednak powołał ją do prokreacji - napisała Justyna. - Miałam może 14 lat, kiedy pani niedoszła zakonnica przyniosła na lekcję takie ustrojstwo do mierzenia temperatury w pochwie i zapewniała, że "kalendarzyk" to jedyna skuteczna antykoncepcja. Dowiedzieliśmy się też, że kobiety nie powinny czerpać przyjemności z seksu, ponieważ jest to "niegodne", a mężczyźni, jak najbardziej mogą. Kiedyś spróbowaliśmy wciągnąć ją w krąg zainteresowań nastolatków i rozpoczęliśmy rozmowę na temat seksu oralnego. Pani powiedziała, że będzie się modlić za nasze dusze. Tematu, jak można się domyślać, nie podjęła – napisała Justyna.
- Etap uczestniczenia w lekcjach wychowania seksualnego dawno mam za sobą, ale kilka "prawd" zapamiętam do końca życia - napisał internauta o nicku znikajoncy_punkt. - Będzie to m.in. stwierdzenie, że masturbacja prowadzi do pedalizmu, a prysznic trzeba brać tak, żeby nie dotykać genitaliów. Poza tym "homoseksualizm zawsze jest związany z koprofilią, czyli fascynacją odchodami", a onanizm prowadzi do nerwicy, wypadania włosów, drgawek gałek ocznych i groźnych chorób - dodał internauta.Podobnych idiotyzmów o seksie dowiedział się inny uczeń: - Według pani prowadzącej zajęcia, która normalnie uczyła geografii, tylko metody naturalne są dobre, bo od pigułek się umiera, także od stosowania tamponów - napisał internauta. - Nauczycielka uważała także, że nie powinno się farbować włosów, bo farba nie pozwala toksynom wydostać się z ciała. W wyniku tego dostaje się pryszczy... - napisał.
Skandalem jest, że homofobiczne tresci są przekazywane w szkole przy akceptacji Ministerstwa Edukacji. Podstawy programowe przedmiotu szkolnego „Wychowanie do życia w rodzinie” umieszczają tematykę orientacji homoseksualnej wśród zakłóceń i trudności w osiąganiu tożsamości płciowej lub braku akceptacji własnej płci. Tak opracowane podstawy programowe wyznaczają, jakie treści dotyczące pojmowania ludzkiej seksualności powinny znaleźć się w akceptowanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej podręcznikach szkolnych. Lektura obowiązujących podręczników szkolnych nie pozostawia złudzeń, że promowane przez MEN są podręczniki, które prezentują homoseksualność w sposób stojący w sprzeczności ze standardami wyznaczanymi przez takie instytucje międzynarodowe jak np. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Podręcznik „Zanim wybierzesz. Przygotowanie do życia w rodzinie – podstawy wychowania seksualnego” (M. i W. Grabowscy, A i M. Niemyscy, M. i P. Wołochowiczowie) nazywa homoseksualność „jednym z najbardziej znanych zaburzeń w przeżywaniu swojej płciowości, a jako naturalną traktuje tylko heteroseksualność: Generalnie postawa homoseksualna jest formą zaprzeczenia własnej płciowości i wyrazem lęku przed partnerem płci odmiennej oraz agresji wobec samego siebie. Jest związana z zaburzeniem tożsamości płciowej w okresie jej formowania się, przy kłopotach okresu dojrzewania”. E. Tokarczuk w podręczniku „Małżeństwo i rodzina w świetle prawa” pisze, że homoseksualizm „ jest dewiacją w zakresie sfery seksualnej, a człowiek wchodząc w związki homoseksualne, narusza nie tylko zasady życia społecznego, lecz także prawidłowość fizjologicznej misji człowieka, jaką jest prokreacja”. Najdalej idzie Teresa Król, autorka podręcznika „Wędrując ku dorosłości. Przygotowanie do życia w rodzinie dla uczniów starszych klas szkoły podstawowej”: „Dążność do zaspokojenia popędu seksualnego może przybierać formy zniekształcone. Należą do nich: homoseksualizm, biseksualizm, ekshibicjonizm, narcyzm, pedofilia, kazirodztwo, sadyzm, masochizm, transseksualizm. Homoseksualizm jest dla niej zaburzeniem, a przyczyny tego zaburzenia tkwią w nieprawidłowo ukształtowanej osobowości, co może się wiązać ze źle funkcjonującym układem rodzinnym, lub zaburzeniami hormonalnymi w okresie płodowym”. Zatem podręczniki te nie informują, że homoseksualność jest zwyczajnym elementem gamy seksualności człowieka i wielu gatunków zwierząt. Powyższe treści stoją też w sprzeczności z klasyfikacją chorób i zaburzeń publikowaną przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), w której za zaburzenie i chorobę nie jest uznawane posiadanie orientacji bi- lub homoseksualnej. Klasyfikacja WHO obowiązuje w Polsce zarówno lekarzy, jak i psychologów.
Okazuje się jednak, że sytuacja nie zmienia się na lepsze, ale wręcz przeciwnie - pogarsza się. Przeczytałem właśnie dzisiaj, że od września w szkołach w województwie łódzkim będzie realizowany program "Wychowanie do abstynencji, w ramach którego – jak mówi Tomasz Talaga z fundacji "Wiedzieć jak", która realizuje program - nauczyciele będą łamać stereotypy, że seks przedmałżeński źródło przyjemności. Program ma zachęcić do zakładania klubów, w których uczniowie będą wspierać się w decyzji o niepodejmowaniu współżycia aż do ślubu. Młodzież będzie też wystawiać sztuki teatralne i prowadzić blogi. Oznacza to ni mniej ni więcej, że na lekcjach będzie się uczyć młodzież, że seks poza małżeństwem – choćby nawet w stałym długoletnim związku - jest zły. Dla mnie to powrót do ciemnego średniowiecza. Podejrzewam, że powieje na lekcjach także homofobią. Ponieważ w Polsce łamie się prawa gejów do małżeństwa, to i seks homoseksualny – jak na razie – jest pozamałżeński. Warto podkreślić jednak, że jest pozamałżeński nie dlatego, że sami homoseksualiści tak chcą, a dlatego, że państwo ich dyskryminuje. Poza tym seks jest piękny bez względu na to czy jest związany z papierkiem z urzędu stanu cywilnego czy też nie. Najważniejsze są bowiem uczucia. Papierek daje wiele praktycznych korzyści, ale do samego seksu ma się nijak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz