niedziela, 7 marca 2010

Wojciech Szot - Czego chcę od Ustawy?

Zacznę od wypowiedzi Mariusza Kurca:

A przy tym nie było żadnej innej inicjatywy zajmującej się związkami, a ten transparent to nie był element jakiejś szerszej, wcześniej zaczętej akcji, to było wydarzenie jednorazowe, bo gdyby taka inicjatywa istniała, to byśmy pewnie uznali, że skoro ktoś się tym zajmuje, to niech się zajmuje.

Zdębiałem. Jak to? To od czasu powstania pierwszych org LGBTQ nie było „żadnej innej inicjatywy zajmującej się związkami”? Czyli Grupa Inicjatywna rości sobie prawa do bycia pionierami i pionierkami ruchu LGBTQ? Jak najbardziej transparent, w którego powstaniu i męczarniach z niesieniem, miałem przyjemność brać udział, był elementem szerszej inicjatywy zajmującej się związkami partnerskimi – tą inicjatywą jest nasze „działaczowstwo”, zaangażowanie w próby zmian społeczeństwa, prawa, inicjatywy mające na celu walkę z homofobią i dyskryminacją. Nie rozumiem Mariusza – czy już zaczynamy – znaną ze Stanów Zjednoczonych chociażby – politykę wymazywania osób, które zrobiły coś dla ruchu LGBTQ wcześniej? Sam Mariusz Kurc przecież wywodzi się z organizacji, która jest jednym wielkim projektem na rzecz zmiany rzeczywistości, czyli KPH. Przypisywanie sobie roli pioniera nie służy zgodzie wokół tak ważnej sprawy jaką są związki partnerskie. Trochę więcej pokory wobec całego „ruchu” by się przydało.

A teraz duet Mariusz Kurc i Tomasz Szypuła:

M: Ciekawe jest, że sporo pojawia się osób, które - nie chcę powiedzieć, że są oderwane od rzeczywistości - ale nie biorą pod uwagę obecnej sytuacji, nie myślą strategicznie. Innymi słowy - myślą tylko swoimi poglądami. To znaczy jeśli my na przykład mówimy o związkach, małżeństwach osób tej samej płci - dwóch osób, to ktoś wstaje i mówi "dlaczego dwóch a nie trzech?".
T: Musimy wyjaśniać, dlaczego strategicznie działamy tak a nie inaczej, musimy się dużo tłumaczyć. Czasami jest tak, że podczas naszej prezentacji różnych modeli związków nie ukrywamy, ku jakiej opcji się skłaniamy - ja wyjaśniam na przykład, że żeby wprowadzić w Polsce małżeństwo jednopłciowe trzeba byłoby zmienić konstytucję, że to jest bardzo trudne, praktycznie niemożliwe do przeprowadzenia politycznie (była tylko jedna zmiana konstytucji, wymuszona prawem unijnym i przeprowadzenie kolejnej jest zupełnie nierealne, nie mamy takiej możliwości). I to jest moje podejście strategiczne. Ale w tym momencie cześć osób mówi "albo małżeństwo albo nic", "każda inna forma jest tylko atrapą nie do przyjęcia, karykaturą, tylko małżeństwo zapewnia równość".
M: Ja dostrzegam taką prawidłowość, że ludzie nie potrafią oddzielić swoich poglądów od realnej sytuacji, nałożyć tych poglądów na sytuację i spojrzeć na to trzeźwo.
T: Myślę, że to wynika w pewnym stopniu z tego, że ludzie nie potrafią przełożyć swoich poglądów na sytuację polityczną. Nie głosują na polityków dlatego, że zgadzają się z ich poglądami, a dlatego, że są popularni. To jest brak świadomości i wiedzy politycznej.
M: Ale również brak praktyki i wiedzy na temat działalności politycznej, lobbingu, w praktycznym działaniu. W naszym praktycznym działaniu w sferze polskiej polityki okazuje się, że natykasz się na mur w momencie, kiedy tylko próbujesz zrobić krok. A potem idziesz na debatę i słyszysz, ze powinno się zalegalizować trójkąty... Przeciwko czemu ja wcale nie jestem, jestem za!


Na tym fragmencie pozwolę się skupić. Kurc mówi, że przychodzą ludzie z pomysłami „oderwanymi od rzeczywistości” (Kurc niby „nie chce tego powiedzieć”, ale jak się czegoś nie chce mówić, to... się tego nie mówi, zwłaszcza w autoryzowanym wywiadzie). Jeśli jedziemy gdzieś na dyskusję, spotykamy się z ludźmi, to musimy być przygotowani na to, że nie wszyscy będą podzielać naszą wizję świata i nie możemy od razu mówić, że oni „nie potrafią oddzielić poglądów od realnej sytuacji”. Toż to retoryka rodem z prawicowej prasy – równie dobrze Giertych może powiedzieć Szypule i Kurcowi, że ich pomysł jest „oderwany od rzeczywistości” i nie potrafią odróżnić poglądów od realnej sytuacji! I wielokrotnie nam to mówią, pisząc, że sytuacja społeczna obecnie nie pozwala na związki, że nie ma klimatu politycznego, że nie teraz, nie natychmiast. Dlaczego działacze tak łatwo wchodzą w tę retorykę? Bo stają się bardziej politykami niż działaczami społecznymi? Bo zamiast dialogu interesuje ich raczej poklask i akceptacja dla ich pomysłów?

Ja rozumiem podejście Kurca i Szypuły – od strony politycznej czy prawnej, legalizacja związków wieloosobowych jest niemożliwa, ale to, że ja taki postulat wysuwam – a dla mnie samego jest to ważny i sensowny postulat – nie oznacza, że jestem jakimś fantastą i pod pachę trzymam książkę Ursuli LeGuin, która mi zastępuje rzeczywistość. Jeśli zapraszamy do dyskusji – dyskutujmy, a nie dyskredytujmy. Związki wieloosobowe istnieją podobnie jak związki dwuosobowe jednopłciowe. Są one nośnikami tych samych wartości, dają poczucie bezpieczeństwa, bliskości, istnieje w nich wspólnota duchowa i majątkowa. Dlaczego więc nie rozmawiać o tym? Bo ktoś wymyślił już projekt przed rozmową i szuka teraz potwierdzenia swoich – jedynych i słusznych – tez? To nie trzeba jeździć po miastach, by takie tezy promować. Szypuła podkreśla, że na tych spotkaniach muszą się tłumaczyć. Gdyby nie przyjeżdżali z określonym programem, nie prezentowali „opcji ku której się skłaniają”, może ludzie chętniej by debatowali o meritum...

Podobnie jest z kwestią małżeństw. Małżeństwo jest zdefiniowane w Konstytucji jako związek kobiety i mężczyzny, ale czy z tego powodu nie możemy myśleć o małżeństwach?

Szypuła mówi w wywiadzie:
To nie jest pogląd przemyślany, widzący ułomność rozwiązań innych niż małżeństwo. To jest raczej tak, że wokół siebie widzi się tylko małżeństwa, więc człowiek nie wyobraża sobie innej formy formalnego związku.

To jest raczej tak, że jeśli hetero mają prawo do małżeństw, to czemu ja mam z siebie robić inny gatunek człowieka i mój związek ma się inaczej nazywać? To nie jest nieprzemyślany pogląd. Zarzucanie wszystkim, którzy chcą małżeństw, a nie fasadowych związków, tak by tylko przypodobać się heterykom i przypadkiem nie naruszyć „świętości rodziny i małżeństwa”, o której prasa prawicowa ciągle pisze, że nie przemyśleli tego to rodzaj kpiny. To właśnie jest konserwatywne i unikające otwartej debaty podejście, choć w wywiadzie właśnie innym gejom i lesbijkom zarzuca się konserwatywne poglądy. Znowu zamiast debaty mamy jedyną słuszną wizję, co mnie już kilka razy w tym tekście zaniepokoiło.

Zgadzam się – realia są takie, jak widzimy – przykre po prostu. Największe szanse na wejście w życie ma słaba ustawa o związkach partnerskich (słaba, bo nie dająca np. możliwości adopcyjnych). Ale ludzie nie chcą rozmawiać z politykami, wobec których zakładają domniemanie, że będą starali się jedynie o minimum, a z działaczami i działaczkami, od których mamy prawo wymagać reprezentowania nie polityki, a ludzi.

A co pokazują sondaże na portalach – ludzie co raz częściej chcą po prostu małżeństw i tyle.

Postawa członków Grupy Inicjatywnej niepokoi, chyba przestajemy być w ruchu LGBT walczącymi ciotami i lesbami, a zaczynami uprawiać politykę. Wskazują na to relacje mediów na temat spotkania Grupy Inicjatywnej z Poselskim Klubem Lewicy, na którym lewica niejako przejęła na siebie ustawę i znowu staniemy się darmowym nośnikiem reklamowym dla określonej partii politycznej w przeddzień wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Chcąc walczyć o nasze prawa nie powinniśmy się znowu dać złapać w kampanię wyborczą. Poczekajmy z tym projektem do nowego parlamentu – będziemy mieli kilka lat, żeby walczyć o jeden projekt, a nie jak teraz – do wiosny 2011 roku, gdy najprawdopodobniej Sejm się rozwiąże. Ponoć nie mamy wyczucia, ale chyba strategii też brak wśród pomysłodawców i pomysłodawczyni Grupy Inicjatywnej.

Niestety druga część wywiadu też nie skłania mnie do zachwytu nad Grupą Inicjatywną. Sami przyznają, że jest ich za mało by zająć się niektórymi aspektami, o wielu aspektach (historia z lekarzem) nie mieli pojęcia. Sprawia to wrażenie, jakby ruch LGBT tworzyły cztery osoby. Czy Grupa Inicjatywna to szczyt naszych-działaczowskich-indywidualistycznych podejść, czy inicjatywa, która jest inkluzywna? Po tym wywiadzie trudno na to pytanie odpowiedzieć.

Ale żeby nie było, że jedynie krytykuję, to przyjmuję wyzwanie Grupy Inicjatywnej i na koniec chciałbym trochę napisać o swojej wymarzonej ustawie. Kwestie stricte prawne (dziedziczenie, podatki, składki, ustrój majątkowy) zostawiam prawnikom – nie chcę się różnić od heteryków i tyle. Właśnie w tej kwestii dla mnie najważniejsze są aspekty techniczne, które możemy nazwać rytualnymi:
zmiana w ustawie (lub rozumienia tejże ustawy) Prawo o aktach stanu cywilnego, tak by te same czynności, które trzeba dokonać by zawrzeć związek małżeński, były wymagane przy związku partnerskim. Dotyczy to również zmian w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym (w kwestii rozwiązywania nie mam sprecyzowanego zdania – najlepiej chyba jak w PACSie – jednostronne oświadczenia woli)

zmiana w Ustawie o zmianie imion i nazwisk (art. 1 ustęp 3), a także w artykule 4 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego (KRO), tak by zmiana nazwiska była możliwa również podczas zawierania związku partnerskiego

zmiana dotycząca artykułu 23 KRO, który mówi: Małżonkowie mają równe prawa i obowiązki w małżeństwie. Są obowiązani do wspólnego pożycia, do wzajemnej pomocy i wierności oraz do współdziałania dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli. W tym wypadku – przepraszam wszystkich, którzy nie zgadzają się na słowo „wierność” (czyli samego siebie) – jak chcemy równości to albo to słowo wyrzućmy w ogóle, albo się dostosujmy.

Nie wiem czy będę bronił kwestii adopcyjnych, ale na pewno nie jest dobrze, że Grupa Inicjatywna podzieliła przysposobienie „zewnętrzne” i „wewnętrzne”. Tym samym podzielono prawo do przyposobienia na lepsze i gorsze, uzależniając to od pochodzenia dziecka. Nie chcę adoptować dziecka w chwili obecnej, ale kto wie co się zmieni za ileś tam. Dlatego tak łatwo bym się nie poddawał z tą adopcją i jednak o nią walczył – zarówno „wewnętrzną” i „zewnętrzną”. Adopcja, czy przysposobienie przez partnera/partnerkę dziecka jest też czymś rytualnym.

Dlaczego to dla mnie tak ważne? Zacytuję Turnera (za Bursztą): Rytuał jest stereotypem sekwencji działań, skomplikowanych gestów, słów i przedmiotów wyznaczanych do oddziaływania na istoty czy siły nadprzyrodzone, w imieniu uczestników, dla ich celów i interesów. Nie wyobrażam sobie, żebym w sekwencji zawierania związku partnerskiego różnił się czymkolwiek od osoby heteroseksualnej. I nie przekona mnie nawet twierdzenie, że instytucja związku partnerskiego, nawet jeśli będzie dostępna dla homo i hetero, dzięki temu, że nie jest małżeństwem, powinna mieć inne rytuały. To właśnie rytuał określa symboliczne miejsce w społeczeństwie. Moje miejsce i mojego męża nie może być inne od miejsca, na którym zasiadają „małżeństwa”. Jeżeli propozycja ustawy o związkach partnerskich nie będzie zawierała całej tej rytualnej szopki z Urzędem Stanu Cywilnego – nie poprę jej, nie wejdę w taki związek, nie postawię się w pozycji mniej ważnego podmiotu.

Tak więc moja propozycja i redakcji Homików.pl – zacznijmy rozmawiać, czego chcemy od związków partnerskich, a może chcemy małżeństw, a związki partnerskie odchodzą do lamusa? Z drugiej strony – przypomnijmy sobie, że związki partnerskie czy małżeństwa to dążenie do wzorca heteronormatywnego, to przyznaniu heterykom wyższości prawnej, społecznej, dążenie do „ich” instytucji. Wskażmy na aspekty, które nas irytują, bez których ustawa będzie dla nas nic nie warta, trochę się pokłóćmy, niech to nie będzie takie cukierkowe, że ktoś przyjdzie i nam narzuci ustawę, która może jednak wielu z nas nie będzie odpowiadała.

Grupą Inicjatywną ds związków partnerskich może być każda i każdy z nas. Możecie komentować, pisać do nas, zbierzemy wasze propozycje i przedstawimy je w momencie, gdy – o ile – odbędzie się szeroka dyskusja nad ustawą, a o takich konsultacjach na łamach prasy mówiła posłanka Piekarska, mająca się opiekować losami ustawy od strony Klubu Lewicy. Dlatego przestańmy marzyć o ustawie, zacznijmy o niej myśleć jako o czymś realnym, co możemy mieć już za chwilę, albo ją odrzućmy, co jakąś opcją też jest. Czego chcemy? Chyba czas na taką debatę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz