środa, 7 lipca 2010

Mike Urbaniak - Geje płacą w Warszawie podatki. I nic z tego nie mają.

Geje i lesbijki tylko z tytułu podatku dochodowego, wpłacają rocznie do kasy Warszawy prawie 140 milionów złotych! Na największe święto homoseksulanej społeczności, jakim jest EuroPride, Hanna Gronkiewicz-Waltz dała 0 (słownie: zero) złotych. Tym samym pokazała, gdzie ma 100 tysięcy warszawiaków, dzięki którym w dużej mierze, wygrała wybory i dzięki którym może wygrać lub przegrać następne.

Kiedy podczas spotkania z animatorami kultury w klubie Powiększenie zapytałem wiceprezydenta Włodzimierza Paszyńskiego, dlaczego miasto nie dało ani złotówki na EuroPride, odpowiedział: - Miasto nie ma obowiązku finansowania wszystkiego. Po czym dodał: - Zapomniał już pan, co było za poprzedniej władzy? Nawiązał tym samym do homofobicznego reżimu Lecha Kaczyńskiego, który łamiąc z premedytacją prawo, zakazał - będąc prezydentem Warszawy - Parady Równości w 2005 roku. Odpowiedź zastępcy Hanny Gronkiewicz-Waltz zabrzmiała w moich uszach mniej więcej tak: "Ciesz się pedale, że możesz chodzić po ulicy, bo Kaczyński nawet na to ci nie pozwalał. I odczep się od miasta. My twoich homoseksualnych aktywności wspierać nie zamierzamy."

Podobne odpowiedzi dają inni urzędnicy pani prezydent oraz jej polityczni poplecznicy, jak przewodnicząca Rady Warszawy Ewa Grupińska-Malinowska (a ona jest jedną z tych światlejszych w stołecznej PO!). Nie wspominam już nawet o współrządzącym miastem Sojuszu Lewicy Demokratycznej Grzegorza "Zapatero" Napieralskiego. SLD ma to do siebie, że popiera gejów i lesbijki tam gdzie jest w opozycji i jego głos się nie liczy (patrz: Sejm). A tam gdzie współrządzi (patrz: Rada Warszawy) staje się automatycznie bezsilny i nabiera wody w usta. Smutne to i żenujące.

Policzmy szable

Osoby homoseksualne stanowią statystycznie od 3 do 5 proc. populacji, czyli w Warszawie mieszka od 66 tys. do 110 tys. gejów i lesbijek. Ten szacunek należy powiększyć o procent lub dwa, ponieważ Warszawa - tak jak inne metropolie na świecie - ma tzw. nadreprezentację osób homoseksualnych, które przyjeżdżają do stolicy z mniejszych miast i miasteczek zarówno z przyczyn prywatnych (niższy stopień homofobii, anonimowość wielkiego miasta, kluby i organizacje LGBT), jak i zawodowych (większe zarobki, duży rynek pracy, lepsza możliwość awansu). Przyjmijmy więc na potrzeby tego tekstu, że mamy w Warszawie jakieś 100 tysięcy gejów i lesbijek. Do kasy miasta wpłacamy rocznie - tylko z tytułu samego podatku dochodowego - średnio prawie 140 milionów złotych rocznie! Należałoby tu jeszcze dodać pieniądze, które wpływają do kasy miasta z prowadzonej przez osoby homoseksualne działalności gospodarczej i wydawanych przez nas pieniędzy na dobra konsumpcyjne czy kulturę. (Wy)dajemy więc sporo, a w zamian dostajemy... no cóż...

Europejska Stolica Obłudy

Kilka tygodni temu gościłem z Pawłem Leszkowiczem, kuratorem wystawy Ars Homo Erotica warszawskiego Muzeum Narodowego, w Sztokholmie, dokąd zaprosił nas tamtejszy Instytut Polski. Zapytałem Katarzynę Tubylewicz, dyrektorkę Instytutu, skąd pomysł na tę wizytę. Odpowiedziała: - Obraz Polski w Szwecji jest fatalny jeśli chodzi o tematykę gejowsko-lesbijską. Szwedzi uważają nasz kraj za siedlisko najgorszej homofobii. Bardzo wielu Szwedów i Szwedek wybiera się do Warszawy na EuroPride i chcieliśmy im pokazać Polskę jako kraj, gdzie - owszem - homofobia nadal jest problemem, ale przez kilka ostatnich lat dokonał się niesamowity progres i dużo się zmieniło na lepsze, szczególnie w sferze kultury. Mieliśmy z Pawłem duży problem, co mówić. Z jednej strony dzieje się w Warszawie sporo dobrego. Tylko ostatni miesiąc to: wystawy ("Płeć? Sprawdzam!" w Zachęcie, wspomniana "Ars Homo Erotica" w Muzeum Narodowym), spektakle teatralne ("Enter" Nowego Teatru, "Bańka mydlana" w Dramatycznym), kolejne filmy na ekranach kin ("Samotny mężczyzna", "I Love You Philip Morris", "Oczy szeroko otwarte") i sporo książek (choćby "HomoWarszawa. Przewodnik kulturalno-historyczny"). Z drugiej strony smutna, nazwijmy ją pozakulturalną, rzeczywistość. Wybraliśmy więc metodę przekładańca. Raz mówiliśmy coś dobrego, raz krytykowaliśmy. Staraliśmy się nakreślić szwedzkiej publiczności w miarę obiektywny obraz Polski, przez pryzmat kultury gejowskiej i lesbijskiej i tego co się wokół tej tematyki dzieje.


Piszę o tej wizycie w kontekście starań Warszawy o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Warszawa chce się bowiem pokazać jako otwarte, dynamiczne i kreatywne miasto. Wydaje krocie na spoty telewizyjne i kampanie reklamowe. Ma nawet pełnomocniczkę, która odpowiada za starania o tytuł ESK. Kampania to jedno, a rzeczywistość drugie. Szwedzka prasa pisze, że prezydent miasta odmówiła wsparcia EuroPride i powiedziała, że się na niej nie pojawi. Ktoś może zapytać, co łączy paradę gejów i lesbijek z tytułem kulturalnej stolicy Europy? Ano całkiem sporo.

Stołeczny Gay Index

Kilka lat temu amerykański ekonomista Richard Florida z Toronto University, zajmujący się urban studies, opublikował swoją słynną książkę "The Rise of the Creative Class". Wynikało z niej, że grupa, która przez wieki była dyskryminowana i prześladowana jest motorem rozwoju światowych metropolii. Prof. Florida dowodził, że geje i lesbijki, stanowiący przypomnijmy 3-5% populacji, są jednym z najważniejszych komponentów creative class, czyli niezwykle twórczej grupy ludzi: artystów, animatorów kultury, dizajnerów, dziennikarzy, pracowników przemysłu modowego czy show-biznesu. Creative class to grupa napędzająca nowoczesną gospodarkę opartą na usługach oraz tworząca otwarte i dynamiczne społeczeństwo. Idąc za ciosem profesor stworzył "Gay Index", czyli ranking miast, które tworzą warunki do dynamicznego rozwoju creative class, w tym jej fundamentalnej części - społeczności gejów i lesbijek. Z Warszawą jest w tym rankingu jak w polskimi uniwersytetami - żaden nie mieści się w pierwszej sześćsetce najlepszych uczelni Europy.

Warszawiacy drugiej kategorii

Mam już naprawdę dość słuchania utyskiwań gejów i lesbijek, że władze Warszawy są be!, że nie dały ani grosza na EuroPride, że nawet sceny nie chciały wypożyczyć za darmo. Mam dość słuchania włodarzy tego miasta, którzy mówią, że nie mają obowiązku wspierać wszystkiego, że nie planują uczestniczyć, bo są na urlopie.

Władza nic nie daje od tak. Władza liczy się tylko z tymi, którzy piszą do niej mejle i listy, z tymi, którzy się organizują i protestują, z tymi, o których wiedzą, że patrzą im na ręce, z tymi, którzy publicznie się domagają i publicznie rozliczają. A najbardziej z tymi, którzy głosują w wyborach.

Przestańmy się w końcu mazgaić! Jesteśmy, geje i lesbijki oraz nasze rodziny i przyjaciele, naprawdę potężną siłą polityczną, społeczną i ekonomiczną w Warszawie. Jesteśmy młodzi, wykształceni, kreatywni i dynamiczni. Zacznijmy rozliczać tych co nie dali ani grosza. Jesienią są wybory samorządowe. Może wybierzemy sobie prezydenta, który nie musi nas kochać, ale przynajmniej będzie nas szanował.

Mike Urbaniak to warszawski animator i menadżer kultury, dziennikarz, współautor książki "Gejdar" (wyd. Ha!art), zbioru 16 rozmów z polskimi gejami. Autor kilkudziesięciu tekstów i wywiadów o tematyce gejowsko-lesbijskiej. Były dyrektor Festiwalu Kultury Gejowskiej i Lesbijskiej Kultura dla Tolerancji w Krakowie

1 komentarz:

  1. NIC DODAC NIC UJAC!!NA KOGO BEDZIECIE GLOSOWAC W NASTEPNYCH WYBORACH SAMORZADOWYCH/NA PREZYDENTA MIASTA??MOZE TECZOWA KOALICJA WYSTAWILA BY SWOJEGO KANDYDATA?PROPONOWALBYM ZEBY WYSTARTOWAL NA ZASADZIE EKSPERYMENTU POZAPARTYJNY TOMASZ RACZEK...CO WY NA TO?

    OdpowiedzUsuń