niedziela, 13 lutego 2011

Filmowy weekend - Oh! Happy day!/Is it just me?/Wszystko w porządku/Frozen flower/Śniadanie ze Scotem

Weekend spędziłem z mężem filmowo. Wczoraj komedyjki Oh! Happy day! i Is it just me? oraz Wszystko w porządku. Pierwsze dwa filmy - lekkie i przyjemne. Miło się patrzy, gdy jedynymi problemami gejów są miłosne rozterki i to czy kocha czy nie kocha, a jak nie kocha to co zrobić, żeby pokochał. Idealny świat, w którym można odnaleźć idealną miłość, gdy tylko bardzo się tego chce. Nie istnieją żadne problemy poza tym, jak rozkochać w sobie wybranka serca i go przy sobie zatrzymać. Tego właśnie potrzebowałem. Poczułem się rozkosznie.







Wszystko w porządku nieco zaburzyło ten idylliczny nastrój, ale warto było, bo film świetny.




Dzisiaj przed ekranem zapatrzony byłem w genialny Zamarźnięty kwiat, który wpisałem na moją listę TOP MOVIES. Film powala na kolana. Opowiada historię, która toczy się pod koniec ery koreańskiej dynastii Goryeo, politycznie manipulowanej przez dynastię Yuan. Ambitny król dynastii Goryeo formuje Kunryongwe - królewską straż składającą się tylko z młodych i przystojnych wojowników. Hong Lim, dowódca Kunryongwe, urzeka króla i staje się jego towarzyszem życia, co dla królowej jest niechętnym widokiem. Tymczasem obustronne relacje pomiędzy dynastiami Goryeo i Yuan. Co z tego wyniknie i do czego może prowadzić zdrada oraz nieodwajemniona miłość zobaczcie sami. Warto. Nie liczcie na happy end, bo ten film opowiada historię miłości aż po grób, w dosłownym tych słów znaczeniu.



Wieczorem obejrzałem natomiast Śniadanie ze Scotem. Niby film ciekawy i przyjemny, ale... trochę jednak boli i dziwi, gdy ogląda się gejów mających trudności z zaakceptowaniem queerowego dziecka. Po filmie można odnieść wrażenie, że homonormatywność nie służy akceptacji różnorodności, zwłaszcza tej odbiegającej od tego, jaki powinien być homoseksulista, czyli męski i twardy. I po raz kolejny uświadomiłem sobie, że wśród moich znajomych gejów także niemal wszyscy nie akceptują przegięcia i gardzą wszystkim co nie jest homonormatywne. I to jest smutne. Zrozumieć mi to nawet nie jest trudno i wiem z czego to wynika - z homofobii oczywiście, ale zaakceptować tego nie mogę. Mam wrażenie, że homoseksulni mężczyźni są częściej machofundamentalistami od heteroseksualistów. A wszystko po to, by udowodnić heteroseksualnemu otoczeniu coś czego nie trzeba udowadniać, czyli że geje są męscy. W Śniadaniu ze Scotem wyraźnie to widać. Choć to Kanada i geje mogą zawierać małżeństwa i adoptować dzieci to wyczuwa się strach przed uznaniem za ciotę, więc nie ma publicznego przytulania, całowania i okazywania uczuć, jest za to tylko męski hokej i nauka jak zaciskać pięść i się bić. I nie twierdzę, że hokej jest zły, bo jest wręcz przeciwnie i bardzo lubię oglądać mecze. Wiem też kim jest Wayne Gretzky (kto oglądał film będzie wiedział o co chodzi). Umieć przypierdolić jest też rzeczą pożyteczną, ale nie tylko. Czy naprawdę potrzeba odwagi, by się do kogoś przytulić, pocałować i trzymać za rękę. Przecież to absurdalne. Mimo to niestety aktualne.



A na koniec chcę napisać jeszcze o tym, o czym przestrzegałem przed kilkoma dniami, a więc o chodzeniu po nierównościach, czyli konkursie na paradowe hasło. Oczom nie wierzę. Najbardziej idiotyczne z idiotycznych haseł jest czołówce głosowania. Jeśli ten nonsens zostanie wybrany to ja nie wybiorę się na tegoroczną paradę. Nie zamierzam nakłaniać nikogo do chodzenia po nierównościach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz