piątek, 2 listopada 2012

Homofobia w szkole - nadal akceptowana

Kuratorium Oświaty w Rzeszowie nie wyciągnęło żadnych konsekwencji wobec nauczycielki, która wygłaszała homofobiczne teorie. Według prof. Lwa Starowicza takich nauczycieli jest "cała rzesza" i zostali tak ukształtowani przez książki akceptowane przez MEN. Są wyniki kontroli przeprowadzonej przez kuratorium w gimnazjum w Wiązownicy na Podkarpaciu. Przypomnijmy: Elżbieta Haśko, nauczycielka wychowania do życia w rodzinie, mówiła uczniom na lekcji, że homoseksualizm jest jednym ze skutków pornografii. Po lekcji na swoim profilu na Facebooku napisała, że "homoseksualizm trzeba leczyć", by ludzie o takiej orientacji byli szczęśliwi. Dr Andrzej Depko, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej, mówił w radiu TOK FM, że nauczycielka nie powinna uczyć wychowania do życia w rodzinie. - Wprowadza zamęt i zamieszania w głowach młodych ludzi. Przyczynia się do nietolerancji - mówił seksuolog. Haśko przyznała, że jej wpis na FB dotyczący leczenia homoseksualizmu był niepotrzebny. Powiedziała, że powinna była użyć słowa "można". Tak przeczytała w książce "Wędrując ku dorosłości" Teresy Król, dopuszczonej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do nauki wychowania do życia w rodzinie. Książka przywołuje naukę Kościoła katolickiego. Nauczycielka zapewniła, że nigdy nie będzie już publikowała na portalach społecznościowych materiałów, które wzbudzałyby wątpliwości. W gimnazjum powołano komisję szkolną, która ma się przyglądać pracy pani pedagog. - Nauczycielka nie chciała nikogo urazić, a na tej lekcji szacunek do innego człowieka był realizowany - przekonuje Mariola Kiełboń z Kuratorium Oświaty w Rzeszowie. - Pani pedagog zwrócono uwagę, by przedstawiała różne poglądy, bo to jest podstawą do dyskusji z młodzieżą, a nie narzucała "jednego słusznego" poglądu - słyszymy w kuratorium. Ale Elżbieta Haśko w sprawie homoseksualizmu ma wyrobione zdanie. - Stwierdziła, że jest takim samym problemem, jak pracoholizm, czy uzależnienie od internetu. Że to inny rodzaj choroby leżący gdzieś w psychice - mówi Mariola Kiełboń. - To jest kabaret - ocenia prof. Zbigniew Lew-Starowicz, krajowy konsultant ds. seksuologii. Wyniki kontroli kuratorium nie dziwią go. - Co mogło znaleźć kuratorium, skoro pod jego opieką były realizowane treści programowe? - pyta retorycznie. - Nauczycielka stała się kozłem ofiarnym. Przypadek sprawił, że jej poglądy zostały ujawnione. Ona należy do dużej rzeszy nauczycieli, którzy w tym duchu pojmowania homoseksualizmu zostali urobieni. Przez lata byli tak kształceni pod szyldem MEN, takie treści przekazywano im na szkoleniach. Takie poglądy są obecne w książkach dopuszczonych przez MEN - tłumaczy prof. Lew-Starowicz. Przypomina też, że homoseksualizm nie jest chorobą, o czym świadczy chociażby stanowisko Światowej Organizacji Zdrowia. Uważa też, że wyciąganie konsekwencji wobec nauczycieli głoszących poglądy takie, jak nauczycielka z Wiązownicy, nie ma sensu. - Trzeba zacząć od MEN i tam dokonać reformy. Zacząć od "generałów", a nie zajmować się "żołnierzami". Karać żołnierzy, że wykonują rozkazy generałów? To byłoby na głowie postawione - ocenia profesor. I dodaje: - Ci "generałowie" teraz udają liberałów. Ponieważ jesteśmy w Unii Europejskiej, są publikacje Światowej Organizacji Zdrowia, to "generałowie" łagodzą wypowiedzi na temat homoseksualizmu. Nie chcą kłopotów. Ale myślą tak samo jak "żołnierze". Edukacją seksualną zajmuję się od 1968 r. Żaden rząd nie zmieni podejścia w zakresie edukacji seksualnej, bo nie chce wojny z Kościołem - stwierdza prof. Lew-Starowicz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz