piątek, 11 stycznia 2013

Argumenty

Wracają do parlamentu projekty ustaw o związkach partnerskich. Łudzę się nadal, że posłów olśni. Jak to mawiają - nadzieja umiera ostatnia. Za niedługi czas będziemy mogli się przekonać jak bardzo obywatelska jest rządząca partia i czy - jak zapewnia wciąż Pan Radomir Szumełda - konserwatywne skrzydło PO to jedynie głośny margines. Głosowania nad projektami ustaw, które miały miejsce w ubiegłym roku pokazały coś zupełnie innego. ŻADEN poseł PO nie poparł wówczas projektów przygotowanych przez RP i SLD. Tym bardziej gratuję optymizmu Panu Szumełdzie i wiary w obywatelskość jego partii. Wracając do projektów ustaw to ośmielam się twierdzić, że u samej ich podstwy tkwi błąd. Wszystkie projekty opierają się na przeświadczeniu, że prawo do zawarcia związków partnerskich powinno przysługiwać zarówno parom hetero- jak i homoseksualnym. Nie mam wątpliwości, że wynika to z obaw przed głośnym poparciem dla rozwiązań dotyczącym par jednopłciowych. Stąd też w uzasadnieniach autorzy projektów przekonują, że dotyczyć będą one - tak jak we Francji - głównie par heteroseksualnych. Prawa dla związków homoseksualnych wydają się być przy tym jakby "na przyczepkę", są czymś dodatkowym. I w tym tkwi moim zdaniem błąd. Po pierwsze, związki partnerskie dla wszystkich są argumentem przeciwko nim. Pary heteroseksualne mają już możliwość zawarcia małżeństwa, także cywilnego w USC. Po drugie, związki partnerskie dla wszystkich mogą zostać uznane za niekonstytucyjne i tego bardzo bym się obawiał przy obecnym antypostępowym składzie Trybunału Konstytucyjnego. Po trzecie, prawa osób homoseksualnych schodzą przez to na dalszy plan, choć to osoby homoseksualne są pozbawione obecnie jakichkolwiek możliwości uregulowania stanu prawnego swoich związków. Dla jasności, nie jestem jakimś zapalonym przeciwnikiem tych projektów uważając, że lepsze to niż nic. Problem widzę w tym, że za bardzo podkreśla się jak to projekty pomogą tym, którzy żyją obecnie bez ślubu zamiast podkreślać to, że pomogą one przede wszystkim tym, którzy są obecnie pozbawieni możliwości ślubu. Osoby heteroseksualne żyją bez ślubu bo tak sobie wybrały, natomiast osoby homoseksualnym sie tego zabrania. Ta oczywista niesprawiedliwośći nierówność powinna leżeć u podstaw projektów związków partnerskich, a odnoszę wrażenie, że tak nie jest, a na pewno nie mówi się o tym wystarczająco wyraźnie. Znajduję tu analogię do debaty nad homorodzicielstwem, która została skomentowana w tekście na Trzyczęściowym Garniturze, który polecam. Zarówno w sprawie homorodzicielstwa jak i związków partnerskich argumenty wydają się być często nietrafione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz